Łatwiej się chudnie w zielonym towarzystwie
Na łamach pisma „International Journal of Hygiene and Environmental Health” opisano ciekawe badania, w których udział wzięło ponad 2,3 tys. osób z siedmiu hiszpańskich prowincji. Uczestnicy byli między 20 a 85 rokiem życia, a pod uwagę wzięto takie parametry jak wzrost, masa ciała i styl życia, w tym stopień aktywności fizycznej. Nie mniej ważne było to, jak ankietowani spędzają czas wolny. Na tym jednak nie koniec. Aby uczynić wyniki jeszcze bardziej wiarygodnymi, uczeni zmierzyli ich objętość bioder, a nawet pobrali do analizy próbki ich krwi. Po uzyskaniu wszystkich niezbędnych danych, naukowcy rozpoczęli dokładaną weryfikację wszystkich parametrów.
Okazało się, że kobiety, które mieszkały w pobliżu zielonych terenów, były mniej narażone na otyłość i choroby z nią związane, w tym nadciśnienie i schorzenia układu sercowo-naczyniowego.
Miały również niższe BMI. Co więcej, dowiedziono silnej korelacji między nadwagą a brakiem dostępu do parków, lasów czy zielonych zagajników. Osoby mieszkające w „betonowych lasach” częściej chorują na choroby serca i naczyń, a także doświadczają zawałów. Takiej zależności nie zaobserwowano jednak u mężczyzn. Nie do końca wiadomo, jak to wytłumaczyć. Jedną ze wskazówek mogą być… geny. Z krwi i śliny uczestników pobrano próbki DNA, które następnie dokładnie przebadano.
Okazało się, że ludzie mieszkający w niewielkiej odległości od terenów zielonych mają genetycznie mniejsze predyspozycje do rozwinięcia otyłości. Sugerowałoby to istnieje pewnej relacji gen-środowisko.
Gdyby się na tym głębiej zastanowić, takie wyniki nie powinny nikogo dziwić. Tereny zielone sprzyjają rekreacji, poprawiają samopoczucie, pomagają się zrelaksować i odprężyć po długim dniu spędzonym za biurkiem w pracy. Obcowanie z naturą i śpiew ptaków redukuje stres, który jest jedną z przyczyn otyłości. Pozostaje tylko jedno pytanie: dlaczego zieleń nie sprzyja chudnięciu mężczyzn? Póki co pozostaje to bez odpowiedzi.
Tekst: PKW