Można się zmusić do śmierci. Czym jest śmierć psychogenna?
W 1967 roku do szpitala miejskiego w Baltimore została przyjęta kobieta, która skarżyła się na duszności, bóle w klatce piersiowej, nudności i zawroty głowy. 22-latka nigdy wcześniej nie miała problemów zdrowotnych, pojawiły się one dopiero na miesiąc przed wizytą w szpitalu. W momencie przyjazdu do placówki była bardzo niespokojna, hiperwentylowała się i pociła, prawie mdlejąc.
Po dwóch tygodniach powiedziała lekarzowi, co jej zdaniem jest z nią nie tak.
Kobieta urodziła się w piątek trzynastego w Okefenokee na Florydzie. Położna, która przyjmowała jej poród, była tego dnia przy narodzinach jeszcze dwójki innych dzieci i przekazała rodzicom informację, że każde z nich zostało przeklęte. Pierwsza dziewczynka umrze przed swoimi 16 urodzinami. Drugie dziecko umrze przed ukończeniem 21 lat, a trzecie – kobieta w tym szpitalu – zanim skończy 23 lata.
Tak się złożyło, że pierwsza dziewczyna faktycznie zginęła w wypadku samochodowym na dzień przed swoimi 16 urodzinami. Druga dziewczyna dożyła swoich 21 urodzin. Myślała, że klątwa przestała działać, więc wyszła świętować, ale w barze wszczęto bójkę, wystrzelił pistolet i kula trafiła dziewczynę. To sprawiło, że trzecia kobieta była przekonana ponad wszelką wątpliwość, że umrze zgodnie z przepowiednią położnej. Dzień przed swoimi 23 urodzinami faktycznie zmarła.
Tego rodzaju przypadki od dawna intrygują lekarzy. W 1942 roku Walter Cannon – który nazwał i zbadał syndrom ‘walki lub ucieczki’ – opublikował artykuł zatytułowany ‘Śmierć Voodoo’. Opisał w nim przypadki ludzi z całego świata umierających z powodu klątw. Mimo że większość badaczy podejrzewa, że śmierć voodoo to tylko wytwór nadaktywnych umysłów, Cannon był przekonany, że ma to swoje biologiczne uzasadnienie.
Jednak do niedawna pomysł, że nasze przekonania lub lęki mogą nas zabić, nie był traktowany poważnie przez zachodnich uczonych.
Brakowało mechanicznego wyjaśnienia, w jaki sposób coś tak ulotnego jak umysł może unicestwić coś tak namacalnego jak ciało. Teraz, dzięki pracy brytyjskiego psychologa i badacza, Johna Leacha, może się to zmienić.
Ponad 20 lat temu Leach, który jest psychologiem przetrwania, zaczął badać to, dlaczego niektórzy ludzie przeżyli obozy jenieckie, zatopienia statków czy katastrofy lotnicze, a inni nie. Badacz spędził lata, próbując dowiedzieć się, co wyróżniało tych, którzy przetrwali. Finalnie naukowiec przyznał, że nie był w stanie znaleźć żadnych szczególnych cech u tych osób.
Z czasem doszedł jednak do wniosku, że przez cały ten czas zadawał sobie niewłaściwe pytanie. Nie powinien szukać odpowiedzi na to, co sprawiło, że kilka osób było na tyle niezwykłych, że przeżyło. Zaczął zastanawiać się nad tym, dlaczego tak wielu ludzi umiera w takich katastrofach, skoro nie mają jednoznacznego bodźca do tego, by umrzeć (np. postrzał, śmiertelna rana itp.). Leach przez lata rozważał te przypadki, zastanawiając się, co może powodować to, że człowiek umrze z poczucia ‘beznadziejności’.
Naukowiec w 2016 roku zaczął badać związek między korą przedczołową a jądrami podstawy (skupiskami neuronów poza korą mózgową) oraz sposobem, w jaki produkowana jest tam (lub nie) dopamina.
To badanie było się dla naukowca objawieniem. Doszedł do wniosku, że kiedy ludzie stają w obliczu zagrożenia, radzą sobie z nim na różne mentalne sposoby. Albo mierzą się z zagrożeniem, aby je docelowo pokonać, albo próbują przed nim uciec. Cannon pierwszy opisał syndrom ‘walki lub ucieczki’, ale Leach dodał do niego trzecią opcję reakcji – zamrożenie, czyli pasywne radzenie sobie z problemem. Ludzie reagują w ten sposób, gdy zagrożenie postrzegane jest jako nieuniknione. W ten sposób organizm oszczędza energię do czasu, gdy zagrożenie już minie. Nie zawsze jednak tak się dzieje. Wtedy osoba może stracić już nadzieję na ucieczkę, a mózg celowo hamuje produkcję dopaminy – to z kolei wiążę się ze wspomnianym poczuciem ‘beznadziejności’. Jeśli trwa to zbyt długo, wznowienie produkcji dopaminy może stać się niemożliwe.
Osoba w tej sytuacji wkręca się w ‘spiralę wycofania się’, która składa się z pięciu etapów: wycofanie, apatia, abulia (utrata reakcji emocjonalnej, inicjatywy i siły woli), akinezja (brak reakcji na bodźce zewnętrzne, nawet na ból) i w końcu śmierć psychogenna. Piąty etap dotyczy tylko nielicznych. Większość osób, które osiągną pierwsze etapy, w pewnym momencie zaczyna myśleć logicznie, przyjmować nowe informacje i dostosowywać się do sytuacji. Osoby, które osiągają etap piąty, w pewnym momencie podświadomie zyskują nową wizję rozwiązania problemu: śmierć.
Śmierć psychogenna to skutek odczuwania ogromnej presji psychologicznej związanej z przebywaniem w ekstremalnym środowisku.
Według teorii Leacha większość zgonów, do których dochodzi podczas katastrof czy w obozach, jest spowodowana stanem beznadziei i przygnębienia. To zjawisko dotyczy również osób, które umierają np. w przeciągu doby od otrzymania informacji, że chorują na nowotwór czy AIDS.
David Kissane, który pełnił funkcję przewodniczącego Wydziału Psychiatrii i Nauk Behawioralnych w Memorial Sloan-Kettering Cancer Center w Nowym Jorku, przyznaje, że zjawiska, które opisuje John Leach, pasują do tych, które on badał w onkologii, opiece paliatywnej, zaawansowanej czy postępującej chorobie. Można je też odnaleźć u zwykłych obywateli, w każdym mieście na świecie.
Tekst: MZ