Work-life balance to bełkot przyczyniający się do rozpadu związków?
O konieczności wprowadzenia w życie zasady „work-life balance” słyszeli chyba wszyscy. Co więcej, każdy na swój sposób próbuje wdrożyć tę zasadę w swoje życie. Naukowcy przestrzegają jednak, że termin ten może być mylący. Sugeruje on bowiem konieczność całkowitego odizolowania się od pracy po jej godzinach – zarówno fizycznego, jak i psychicznego, a więc również wyłączenie służbowych telefonów czy powiadomień na firmowych komunikatorach. Jednak tak naprawdę nie chodzi wyłącznie o to. Profesor Jennifer Petriglieri z Institut Européen d’Administration des Affairs postanowiła przeprowadzić badania dotyczące przebiegu kariery u aktywnych zawodowo par, często posiadających potomstwo. Swoje spostrzeżenia opisała w książce „Couples that work: dual carrer thrive in love and work”. Przeprowadziła ona wywiad z ponad setką par z całego świata – były to osoby na różnych etapach kariery, w różnym wieku i o różnym statusie społeczno-ekonomicznym. Co ciekawe, każda z nich borykała się dokładnie z takimi samymi problemami.
Wyzwania i przeciwności, jakie napotykają pary na ścieżce swojej kariery zawodowej, są bardzo przewidywalne.
Co więcej, badaczka twierdzi, ze wszyscy przechodzimy przez dokładnie te same etapy życia i kariery. Każdy związek ma swoją dynamikę, którą z grubsza podzielić można na kilka etapów. Na pierwszym etapie, gdy oboje ludzi w związku równolegle zaczyna karierę, wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ma się pracę, przyjaciół i czas wolny na rozwój własnych pasji. Brzmi super, prawda? Nie trwa to jednak wiecznie.
Drugi etap związku zaczyna się z chwilą ważnego wydarzenia życiowego. Może być nim oferta pracy na drugim końcu Europy czy pojawienie się na świecie dziecka. Wymaga to przewartościowania dotychczasowego postępowania i dopasowania się do potrzeb partnera lub potomka. Bardzo rzadko zmiana w równym stopniu dotyczy obu partnerów. Jak ustalić to, czyje priorytety są ważniejsze? Czyja kariera zasługuje na rozwój, a którą można zostawić za sobą? Nie ma na to dobrej odpowiedzi. W takich sytuacjach trudno jest mówić o równowadze między pracą a życiem osobistym w przypadku obu partnerów. Kolejny etap wcale nie jest łatwiejszy. Po chwilowych trudnościach przychodzi czas na rozwój kariery, przynajmniej jednego z partnerów. Wspinamy się po kolejnych szczeblach i staramy się zbudować most pomiędzy tym, czego chcemy a tym, czego oczekuje od nas społeczeństwo.
Psychologowie zauważyli, że to na tym etapie ludzie zadają sobie pytania w stylu „Na co mi to wszystko”?, „Czy faktycznie chcę wykonywać ten zawód do końca życia”, „A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”? Ten moment jest wyjątkowo destabilizujący dla par.
Łatwo jest wówczas obarczyć swojego partnera winą za część niepowodzeń czy złych życiowych wyborów. W takich sytuacjach mówi się o konieczności związku wspierającego. Na myśl przychodzi partner, który motywuje, pociesza i podnosi na duchu. W teorii brzmi to rewelacyjnie. W praktyce okazuje się zupełnie nieprzydatne i wręcz destrukcyjnie. Petriglieri twierdzi, że budowanie w związku „strefy komfortu” częściej sprawia, że partnerzy zaczynają „dusić” się w związku i czują chęć szybkiego wyrwania się na zewnątrz. Naukowiec uważa, że znacznie lepiej sprawdza się motywacyjny kopniak lub namówienie do spróbowania nowych możliwości, niż pocieszanie i dawanie złudnego uczucia bezpieczeństwa w tym, co znane i stare.
Ostatni kryzys przychodzi na ok. 2 dekady przed emeryturą. Dzieci wyfrunęły z gniazda, w pracy już dawno nie jest się „nieźle zapowiadającą się gwiazdą biznesu”, a zainteresowanie partnera jest nieco mniejsze niż na początku związku. To bardzo burzliwy okres w życiu każdego człowieka, gdyż dotyczy zachwiania tożsamości. W jednym z wywiadów zapytano prof. Petriglieri o to, czy istnieje jakieś rozwiązanie i czy mogłaby dać wszystkim parom złote rady na kryzysy pojawiające się w związku. Odpowiada ona, że nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania, jednakże jest pewien schemat postępowania, który znacznie zwiększa szansę na utrzymanie szczęśliwego partnerstwa. Uważa ona, ze kluczem do sukcesu wcale nie jest logistyka codziennych problemów, w tym opieki nad dziećmi, wykonywaniu domowych obowiązków czy spędzaniu wolnych chwil na wspólnych podróżach.
Badaczka twierdzi, że w rozmowach w związku znacznie lepiej jest zadawać pytania zaczynające się od „jak” i dotyczące preferencji, upodobań i tego, co wydaje nam się ważne.
A jeśli cele i marzenia partnerów są różne? Petriglieri odpowiada, że kluczowe jest ustalenie własnych granic np. „jeśli jeden z nas dostanie propozycję pracy oddalonej od domu od 100 km, nie przeprowadzamy się”. Pojawia się od razy pytanie o to, czy takie ograniczenie nie zachwieje naszą wolnością i poczuciem swobody? Mimo że jest to sprzeczne z intuicją i logiką, podobno rzadziej żałujemy takich wyborów. Choć im więcej mamy takich wyborów, tym gorzej. Podobno jednym z powszechnym błędów jest myślenie „zarabiasz więcej, więc skup się na domowym budżecie, a ja zajmę się domem”. Rynek pracy jest niestabilny jak domek z kart i to, że przychody w danym roku znacznie przewyższają średnią krajową, nie oznacza, że za kilka lat będziemy zarabiać równie dobrze. Wówczas partner, który zdecydował się na opiekę nad dziećmi i domem, zostaje postawiony w bardzo niekomfortowej sytuacji, z której trudno jest wyjść. Jaki z tego wniosek? Prof. Petriglieri podkreśla, że podstawą nie jest „work-life balance”, a szczera rozmowa o potrzebach, pragnieniach i odczuciach. mimo że czasem będzie to wymagało rezygnacji z niektórych osobistych marzeń i planów. Jeśli chcecie dowiedzieć się o tym więcej, zachęcamy do lektury książki badaczki.
Tekst: PKW