COP26 bez jadalnych owadów
O jadalnych owadach często mówi się w kategoriach jedzenia przyszłości. Są znacznie lepsze dla środowiska niż hodowla mięsa, łatwo przystosowują się do globalnego ocieplenia, mają dużo wartości odżywczych (duże ilości błonnika, cynk, żelazo, a także białko), mało tłuszczu i – podobno – są smaczne. ONZ przewiduje, że do 2030 roku rynek ten będzie wart nawet 6,3 mld dolarów, a już dziś owady są częścią diety 2 mld ludzi.
Nic więc dziwnego, że temat jadalnych owadów będzie dyskutowany podczas zbliżającego się wielkimi krokami szczytu klimatycznego COP26, który już w niedzielę rozpocznie się w Glasgow.
Gospodarzem dyskusji będzie UK Research and Innovation, brytyjska agencja rozdzielająca publiczne środki na naukę i badania, a tematem – działania brytyjskich naukowców i innowatorów. Tymczasem doszło jednak do niemałego paradoksu – brytyjskie firmy, które zajmowały się do tej pory produkcją całkowicie legalną produkcją legalnych owadów, w świetle postbrexitowego prawa mają niemały problem. W sierpniu brytyjska Food Standards Agency ogłosiła, że tego rodzaju żywność nie będzie już certyfikowana.
W 2017 roku Unia Europejska wprowadziła rozporządzenie dotyczące nowej żywności, precyzujące procedury, które musi przejść dany produkt. Po Brexicie podobne rozporządzenie pojawiło się w brytyjskim prawie – podobne, ale nie identyczne, bo bez środków przejściowych, które umożliwiały istniejącym firmom działanie. Tak więc certyfikat Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności w sierpniu przestał mieć znaczenie – brytyjskie firmy, by działać, muszą starać się obecnie o certyfikat Food Standards Agency. To znaczy cierpliwie czekać aż go otrzymają. To naprawdę patowa sytuacja, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że brytyjski rząd wspierał dotychczas producentów jadalnych owadów, a ich działania były dofinansowywane.
Tymczasem oczekiwanie nie działa na korzyść brytyjskich firm zajmujących się jadalnymi owadami – od sierpnia upadły już co najmniej dwie, a kilka start-upów nie zainicjowało działalności.
Sklepy nie chcą sprzedawać tej żywności, póki jej status prawny jest niepewny. Sytuacje dodatkowo komplikuje fakt, że nie tak łatwo o certyfikat. – Szaleńcza droga, jaka musi pokonać nowa żywność, nie wiąże się wyłącznie z ilością, ale i z procesem obróbki. Wszystko wymaga różnych zestawów danych. Jeśli ja zrobię ciastko z użyciem liofilizowanych świerszczy, a ty użyjesz pieczonych, będziemy potrzebować dwóch różnych zestawów toksykologii, genotoksyczności itd. To totalna przesada. Jeśli użyję 10 g, a ty 50 g, wymagana będzie inna autoryzacja – tłumaczy Tiziana di Costanzo z Horizon Insects. Food Standards Agency tłumaczy, że nowe prawo nie dotknęło tych firm, które złożyły do UE wnioski przed styczniem 2020 roku. Horizon Insects nie jest jedną z nich. Wydaje się to szczególnie ironiczne, gdy weźmie się pod uwagę, że firma miała zapewnić owady do spożycia na COP26. Choć więc jadalne owady mają być przyszłością, di Costanzo widzi przyszłość swojej firmy raczej w ciemnych barwach.
Tekst: NS