Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Monopol Orbana na Węgrzech – wybory zostały sfałszowane?

Czy koalicja Fidesz–KNDP uzyska wystarczającą liczbę głosów, by móc swobodnie zmienić konstytucję?
.get_the_title().

8 kwietnia na Węgrzech, stanowiących dziś jeden z głównych bastionów prawicowego populizmu, odbyły się wybory parlamentarne. Wybory, na których przebieg i rezultaty uważnie spoglądała cała Europa. To właśnie od nich zależało bowiem, czy imperium Viktora Orbana – dotychczasowego premiera i lidera partii Fidesz, która w koalicji z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową silną, konserwatywną ręką kieruje krajem naszych bratanków – nadal będzie „rozkwitać”. W bieżącej sytuacji politycznej tamtejszy rząd jest oczywiście najbliższym sojusznikiem PiS-u.

Bardzo wysoka frekwencja (68,13 proc.) i silna mobilizacja opozycji przeciwko dotychczasowej władzy dawała nadzieję jej krytykom, że tym razem proporcje w parlamencie nieco się zmienią. Wyniki, które wciąż nie są oficjalne i obejmują dane z 98,96 proc. okręgów, wskazują jednak, że system najwyraźniej zabetonował się na dobre.

Na 199 członków Zgromadzenia Narodowego, aż 134 mandaty przypadły koalicji Fidesz – KNDP, 25 nacjonalistycznemu Jobbikowi, którego lider, Gabor Vona, rozeźlony rezultatami zrezygnował ze stanowiska, zaś 20 mandatów ugrała Węgierska Partia Socjalistyczna.

Z mniejszych partii 9 miejsc wywalczyła centrolewicowa Koalicja Demokratyczna, 8 Polityka Może Być Inna, a po jednym Razem (nie mylić z polskim), Samorząd Krajowy Niemców na Węgrzech oraz poseł niezależny. Pytanie tylko, czy wyniki te można traktować jako uczciwe i prawomocne?

W środę, 11 kwietnia, w prasie węgierskiej pojawiła się informacja, że Węgierskie partie opozycyjne (Jobbik, Węgierska Partia Socjalistyczna, Koalicja Demokratyczna i Polityka Może Być Inna) zwróciły się do Narodowego Biura Wyborczego o ponowne przeliczenie głosów oddanych w niedzielnych wyborach parlamentarnych w związku z podejrzeniem masowego oszustwa.

Donosi też o tym specjalista od węgierskiej polityki – doktor Dominik Hejj.

O jakich wątpliwościach mowa?

Czemu jest to tak istotne, skoro zwycięstwo, niezależnie od liczby głosów, i tak pozostanie w rękach Fideszu?

Kluczowa jest tu sprawa większości konstytucyjnej. Bieżące wyniki zapewniają partii Orbana 2/3 mandatów, co z kolei wiąże się z możliwością… swobodnego zmieniania konstytucji. A z tym naprawdę nie ma żartów.

Abstrahując już nawet od samego faktu, że wiele przesłanek wskazuje na możliwość sfałszowania wyników, także sam system wyborczy na Węgrzech bardzo promuje największych zawodników kosztem mniejszych. Głosowanie rozdzielone jest na okręgi jednomandatowe (106 członków Zgromadzenia Narodowego) oraz wybory proporcjonalne (93), zaś dodatkowo, o czym ciekawie opowiadał Wojciech Przybylski w materiale dla Polityki, władza wykorzystuje tzw. gerrymandering.

Dodajmy do tego gerrymandering, manipulację granicami obwodów wyborczych, które nie bacząc na tradycyjne związki społeczności lokalnych, sztucznie podwyższają szanse kandydatów Fideszu i obniżają szanse opozycji. Do tego dochodzą profesjonalny system doboru kadr, gwarantujący posłuszeństwo i ciągły dopływ świeżej krwi do partii, brak ciszy wyborczej i automaty wykonujące demotywujące telefony do potencjalnych zwolenników Jobbiku – mówi Przybylski.

Istotną rolę odgrywa także kontrola nad prasą.

Wrogie przejęcia tytułów dotychczas lewicowych i liberalnych po to, by zmienić ich linię na prawicową („Figyelo”) lub je zamknąć („Nepszabadsag”), pokazują, jak groźna jest dla systemu wolność słowa – kontynuuje Przybylski.

Obecna sytuacja na Węgrzech stanowi też ostrzeżenie przed tym, do jakiego monopolu na władzę może dojść w Polsce, jeśli populizm wciąż będzie miał tak swobodne i uprawomocniane bezwzględną większością pole do rozwoju. Przypomnijmy tylko, że na Węgrzech Orban wprost zapowiadał dalsze rozliczanie się z nieprzychylnymi mu organizacjami i mediami. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji w kontekście ważności wyborów.

Tekst: WM

FUTOPIA