Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

To nie są czasy na kupowanie domu na kredyt. Ponad połowa tych co tak zrobili w tym roku, żałuje tej decyzji

Kryzysy mogą być idealną okazją do zakupu nieruchomości – przede wszystkim ze względu na znacznie niższe ceny i rekordowo niskie oprocentowania kredytów hipotecznych. Dziś jednak mierzymy się z kryzysem zupełnie innym niż wszystkie poprzednie, więc i kwestię opłacalności inwestowania w nieruchomości poddajemy w wątpliwość.
.get_the_title().

Historycznie niskie oprocentowanie kredytu na dom brzmi jak idealna okazja do pójścia na swoje. Dlaczego więc ludzie, którzy zdecydowali się na hipotekę na początku pandemii, dziś gorzko żałują swojej decyzji? Wnioski z badania LendEDU przeprowadzonego w sierpniu na grupie 1000 właścicieli domów z hipoteką wykazało, że aż 55 proc. z nich uważa, że podjęło złą decyzję. Około 30 proc. osób jako główną przyczynę wymieniło trudności finansowe. Nawet przy niskich stopach procentowych spłacanie zaciągniętych kredytów robi się trudne, ponieważ recesja wciąż postępuje. Redfin, amerykański gigant branży pośrednictwa w obrocie nieruchomościami, ujawnił, że na przełomie lipca i sierpnia niższe oprocentowanie kredytów hipotecznych zapewniło kupującym dodatkowe 6,9 proc. siły nabywczej, ale ceny domów wzrosły o 8,2 proc w odniesieniu do ubiegłego roku. – Jeszcze w czerwcu kupujący domy myśleli, że mogą skorzystać z niskich stawek i uzyskać dobrą ofertę z powodu pandemii – mówi agentka Redfin Lisa Bernardeau. – Teraz widzą, że tak nie jest, ponieważ zasoby są bardzo ograniczone i jest ogromna konkurencja. Obecnie głównym motorem dla kupujących są właśnie niskie stopy procentowe.

Gethome zajął się analizą polskiego rynku nieruchomości w dobie pandemii, choć zaznacza, że jest wciąż za wcześnie na wyciąganie wniosków dotyczących faktycznego wpływu obecnego kryzysu na rynek.

70 proc. zapytanych pośredników obrotu nieruchomościami przyznało, że widzi mocny spadek zainteresowanie zakupem domów i mieszkań. Stoi to więc w całkowitej sprzeczności z powszechnym wyobrażeniem o tym, jakoby inwestowanie w nieruchomości było złotym interesem w kryzysie.

Z danych opublikowanych przez Mortgage Bankers Association wynika, że mimo spadającego oprocentowania hipotek, spada także ich dostępność i coraz mniej osób będzie mogło sobie pozwolić na ten krok. Zdobycie niskoprocentowego kredytu hipotecznego na sfinansowanie zakupu domu jest już teraz bardzo trudne. Stowarzyszenie bankierów hipotecznych opublikowało raport, który dowodzi, że banki zaostrzają przepisy z powodu pandemii. Według stowarzyszenia w sierpniu dostępność kredytów hipotecznych gwałtownie spadła do tego stopnia, że ​​pierwszy raz od 2014 roku aż tak trudno jest zaciągnąć kredyt. Natomiast samo wnioskowanie o przyznawanie kredytów wzrosło o niemal ¼ w porównaniu do ubiegłego roku, nie ma więc wątpliwości co do tego, że popyt się zwiększa.

Business Insider wskazuje, że powodem może być po prostu specyfika panującego kryzysu. Ludzie zamknięci w mieszkaniach zaczęli marzyć bardziej niż kiedykolwiek o kawałku ogrodu.

Nie bez znaczenia może być tu także kwestia home office. Nie wiadomo zresztą, jaki procent pracowników faktycznie wróci na stałe do biur, widać przecież wyraźne tendencje do chęci utrzymania modelu pracy zdalnej także po zniesieniu restrykcji. – Niskie oprocentowanie kredytów hipotecznych motywuje wiele osób do zakupu domu, szczególnie tych, które chcą mieć więcej miejsca do home office – mówi główny ekonomista Redfin, Daryl Fairweather. Inne badanie pokazało natomiast, że ci nowi właściciele, którzy podołali formalnościom zaciągnięcia hipoteki, niemal natychmiast doświadczyli wyrzutów sumienia w związku z tą decyzją.

ŹRÓDŁO: UNSPLASH/CHRIS LIVERANI

Redfin wykazuje, że spada nie tylko oprocentowanie oraz dostępność kredytów hipotecznych, ale też sama liczba domów wystawianych na sprzedaż. Od roku w każdym kolejnym miesiącu ilość ta nieprzerwanie maleje, a dane z lipca wskazują, że na amerykańskim rynku na sprzedaż przeznaczone były niecałe 2 miliony domów. W porównaniu z 328 milionami mieszkańców Stanów Zjednoczonych trudno nie zauważyć poważnego deficytu. Łatwo się domyślić, że taka sytuacja jest wykorzystywana przez sprzedających nieruchomości, bo to oni rozdają karty i mogą dowolnie manipulować cenami domów.

Historycznie niskie oprocentowanie kredytów hipotecznych jest odpowiedzialne za jedno i drugie: powoduje wzrost popytu nabywców domów, co prowadzi do wzrostu cen mieszkań. Jest to zresztą celowa strategia Systemu Rezerwy Federalnej w Stanach Zjednoczonych, który niskie stopy procentowe do stymulowania gospodarki w okresie recesji wywołanej pandemią. Gwałtowny wzrost cen mieszkań można zauważyć już dzisiaj, choć można powiedzieć, że kryzys dopiero się zaczął na poważnie. Od kryzysu gospodarczego na rynkach finansowych i bankowych zapoczątkowanego zapaścią na rynku pożyczek hipotecznych wysokiego ryzyka w Stanach Zjednoczonych minęła dopiero nieco ponad dekada, więc do dzisiaj doświadczamy spowolnienia w budownictwie mieszkaniowym objawiającego się deficytem mieszkań. Redfin zauważył również trend do wykorzystywania rekordowo niskich oprocentowań hipotek do zakupu nieruchomości podmiejskich.

To także ma związek z pandemią, bo właściwie od jej początków mówi się o miastach 15-minutowych, czyli idei posiadania w bliskim sąsiedztwie wszystkiego, co niezbędne. O tej koncepcji więcej pisaliśmy tutaj, a dziś już widać, że prognozy były uzasadnione.

Zgodnie z wczesnopandemicznymi przewidywaniami spada więc popyt na nieruchomości w gigantycznych metropoliach, jak Nowy Jork czy San Francisco, natomiast ceny – nieprzerwanie rosną. Konfrontując to z sytuacją w 600-tysięcznym Baltimore i 1,5-milionowym San Antonio, gdzie podaż spadła aż o ¼, widać, na jakie lokalizacje jest największe zapotrzebowanie. Dan Borowy, agent nieruchomości ze wspomnianego Baltimore, zauważył, że ludzie obecnie są skłonni wręcz przepłacać za nieruchomości. – Są zdesperowani, ponieważ domy tak szybko znikają z rynku. Sprzedaję wszystkie domy, które wystawiam, w ciągu trzech dni – mówi. Daryl Fairweather zauważył, że z powodu braku wzrostu ilości domów na sprzedaż od czasu, gdy ceny zaczęły spadać, wielu kupujących walczy o te same nieruchomości, co prowadzi do wzrostu cen. Ekonomista zauważył też wyraźną tendencję migrowania z metropolii pod miasta. – Większość mieszkań jest mniej konkurencyjnych niż domy jednorodzinne, ponieważ ludzie wyprowadzają się z gęsto zaludnionych obszarów miejskich – dodał Fairweather.

Zdjęcie główne: Unsplash/Scott Graham
Tekst: KN

SPOŁECZEŃSTWO