Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Czego jeszcze nie wiemy o DMT?

W środowiskach naukowych żywiołowa dyskusja na temat DMT trwa od lat 80. Szerszemu gronu ten najsilniejszy znany psychodelik przedstawił Joe Rogan. Dla wielu stanowi odpowiedź na egzystencjalne pytania, kontrowersyjne wyjaśnienie doświadczania śmierci klinicznej lub środek transportu do równoległych wymiarów. Co wiemy, a czego jeszcze musimy się dowiedzieć o dimetylotryptaminie (DMT)?
.get_the_title().

To psychodelik produkowany przez rośliny i zwierzęta, w tym również człowieka. DMT, a dokładniej N,N-dimetylotryptamina, naturalnie występuje w organizmach roślin i zwierząt. Jako aktywny składnik rośliny o nazwie ayahuasca w celach rytualnych stosowana jest przez amazońskie plemiona co najmniej od roku 500 p.n.e. Jej pochodną, 5-MeO-DMT, pozyskuje się między innymi z jadu ropuchy Bufo alvarius. U człowieka obecność DMT dotychczas stwierdzono w płucach, wątrobie, krwi, osoczu i moczu oraz w większych koncentracjach w płynie mózgowo-rdzeniowym.

Spalenie krystalicznej, czystej formy DMT powoduje niemal natychmiastowy silnie psychodeliczny efekt. Nazywany jest „businessman tripem”, bo trwa nie dłużej niż 30 minut. Napoje, takie jak ayahuasca, działają wolniej, ale zdecydowanie dłużej. Znane są też inne formy i pochodne DMT, zarówno pozyskiwane naturalnie, jak i syntetycznie.

Doświadczenia na tripach mają wspólne motywy.

Przez pięć lat badań psychiatra dr Rick Strassman podał ochotnikom ponad 400 dawek DMT. Choć z punktu widzenia nauki wyniki jego eksperymentów nie wnoszą nic spektakularnego do stanu naszej wiedzy, z opisu subiektywnych przeżyć można wyłonić wspólny schemat wizji i towarzyszących im emocji.

Ludzki język nie radzi sobie dobrze z opisem stanów po DMT. Ciężko jest je też porównać z innymi doświadczeniami, nawet jeśli obejmowały inne psychodeliczne substancje. Halucynacje zwykle są tak silne, że zagarniają całe pole widzenia. Na początku pojawiają się mozaiki figur geometrycznych, koloru i światła, wrażenie przejścia przez tunel lub spadania. Obrazy są żywe, holograficzne, o nasyconych kolorach i wysokiej rozdzielczości. Tripy opisywane są często jako faktyczne podróże, niekoniecznie w czasie i przestrzeni.

Krajobrazy wydają się do tego stopnia spójne i stabilne, że większość interpretuje je jako pierwsze realne spojrzenie na rzeczywistość, której dotychczas nie wiedzieli.

Podczas wędrówek spotykają istoty żywe, nie ludzkie, ale humanoidalne – bogów, obcych, przedstawicieli antycznych cywilizacji. Pojawiają się też inteligentne rośliny czy gigantyczne owady. Charakterystyczny jest zupełny brak poczucia i osadzenia w czasie, doświadczanie bliskości śmierci, nieba, piekła oraz miłości, pokoju i akceptacji. Zbliżanie się do wiecznej wiedzy, poszukiwanie i uzyskiwanie odpowiedzi, doświadczenie powrotu do domu. Zdaniem Rogana świat tryptaminowych wizji możemy odnaleźć w twórczości Alexa Greya czy w filmie “Enter the Void”.

Nie wiadomo skąd się bierze DMT

Po ukazaniu się książki Ricka Strassmana za fakt uznano hipotezę, jakoby w wyniku głębokiej medytacji, psychozy, rozwoju płodowego, narodzin, śmierci i doświadczeń z jej pogranicza oraz podczas snu z szyszynki następował wyrzut ogromnych ilości DMT. Takie zjawisko byłoby wytłumaczeniem na przykład doświadczania śmierci klinicznej. Choć logiczna, nadal jest to jedynie hipoteza.

By ją udowodnić albo obalić, należałoby zbadać koncentracje bardzo niestabilnego związku, jakim jest DMT, w mózgu człowieka, na przykład w chwili jego śmierci.

Jedyne, co dotychczas udało się potwierdzić, to wytwarzanie DMT przez szyszynki szczurów. Za dowód tego nikt nie uzna, ale za ważną wskazówkę już tak. Ten mały gruczoł w środku mózgu z jakiegoś powodu od starożytności cieszył się także uwagą filozofów. Ma symboliczne znaczenie w różnych kulturach i religiach. Nazywany jest „trzecim okiem”, szóstą czakrą, siedzibą duszy. Mimo zainteresowania – również ze strony nauki – rola szyszynki pozostaje tajemnicą. Dotychczas na pewno wiemy tylko, że uwalnia melatoninę, regulując cykl czuwania oraz snu.

„Bad trip” to nie najgorsze, co może się zdarzyć

Oficjalnie DMT nie uzależnia i nie wykazuje toksyczności, jeśli nie jest łączone z innymi substancjami. Przy dużych dawkach może najwyżej nadmiernie pobudzać układ sercowo-naczyniowy. Tak jak stany euforyczne, powszechne po zażyciu są przejściowe też stany lękowe. Często następują one zresztą zaraz po sobie lub, paradoksalnie, doświadczane są równocześnie. „Psychodeliczny” oznacza manifestujący duszę. „Jeśli nosisz w swojej świadomości lub nieświadomości negatywne, toksyczne myśli i emocje, to znajdą one odzwierciedlenie w ‘tripie’” – twierdzi Rogan. To samo dotyczy traumatycznych doświadczeń z przeszłości czy trudnego dzieciństwa. Były kulturysta, Dorian Yates, w rozmowie z Roganem opowiedział o znajomym, który zamiast pokojowej, tryptaminowej „podróży” do środka, rzucał się i miotał. Później okazało się, że podczas tripa uwolnił się od pępowiny, która zawinęła się wokół jego szyi podczas narodzin i ciągle tkwiła w jego nieświadomości.

Wiemy, że DMT naturalnie występuje w naszym organizmie. Może chronić komórki nerwowe i układ odpornościowy przed zniszczeniem w wyniku stresu. Potencjalnie może też leczyć depresję i uzależnienia. W tym charakterze zresztą stosowana jest tradycyjnie ayahuasca. Niektóre ze stanów mogą jednak nie być przejściowe.

Zdarzają się sytuacje, kiedy „coś pójdzie nie tak”, a DMT zostawi trwały ślad w psychice osoby wcześniej uważanej za zdrową.

Nie wiadomo do końca, jakie jest tego podłoże i przyczyna, ale istnieją przypadki osób, które nawet miesiące po zażyciu DMT zgłaszały ataki paniki, urojenia, epizody psychozy czy zaburzenia paranoiczne. Doświadczały nagłych halucynacji, bezsenności czy irracjonalnych lęków, np. przed roślinami albo powtarzającymi się wzorami.

Jest więcej pytań niż odpowiedzi

Sceptycy sądzą, że romantyczne interpretacje tryptaminowych wizji są wynikiem ludzkiej potrzeby zrównoważenia materialistycznego charakteru współczesnego świata i nauki. James Kent, psychiatra, w swojej publikacji “The case against DMT elves” porównuje działanie psychodelików do programowania: „Małe zmiany w kodzie programu dają duże zmiany na ekranie komputera, ale to nie znaczy, że ekran odbiera sygnały z innego wymiaru”. Filozof i bloger Sam Woolfe za popularyzację tych niepotwierdzonych hipotez wini naturalną, ludzką skłonność do poszukiwania znaczących wzorów (ang. “patternicity”) i znaczeń w szumie. Ta przemożna chęć, by „połączyć kropki” jest często używana do wyjaśnienia, dlaczego ludzie wierzą w teorie spiskowe. Zazwyczaj jest tak, że najpierw ludzie w coś wierzą i czują, a później powstają naukowe narzędzia, by to potwierdzić – kontrargumentują zwolennicy mistycznego potencjału DMT.

Czy powtarzalne wizje i doznania zdrowych, inteligentnych, ale odurzonych ludzi mogą być dowodem na istnienie czegoś, czego nie potwierdza współczesna nauka? Jeśli DMT to czysto chemiczny atak na nasz układ nerwowy, to dlaczego jest doświadczeniem zmieniającym życie nie tylko tych, którzy usłyszeli lub przeczytali i wiedzą, że tak „powinno być”? Dyskusja jest burzliwa, ale co do jednego zgadzają się wszyscy – konieczne są badania, które wytłumaczą naturę tych doświadczeń.

Tekst: Aleksandra van den Born

SURPRISE