Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

„Hejt na warszafffkę” wciąż żywy, czyli jak zdemolowany apartament stał się viralem

Zdjęcia przedstawiające zdemolowany przez młodych turystów apartament w górach stały się viralem. Zastanówmy się jednak, czy cała sytuacja byłaby równie głośna, gdyby sprawcy całego bałaganu przyjechali z Krakowa, Poznania czy Olsztyna?
.get_the_title().

Wczoraj wieczorem gazeta.pl opublikowała zdjęcia zdemolowanego apartamentu w górach, które zamieścił na Facebooku jego właściciel tuż po tym, jak młodzi turyści w nim nocujący opuścili lokum. Straty, jakie wymienia, to m.in. lepiące się podłogi i ściany, wybita szyba, zalane dwie kanapy i łóżko, zatkany zlew, dwie dziury w podłodze, zalane panele pod łóżkiem i pasta do zębów na ścianach. Artykuł szybko stał się viralem – post udostępniony został już ponad 300 razy, zaś temat podłapały także duże rodzime portale informacyjne. Ciężko dziwić się emocjom Pana Gerarda – stan, w jakim młodzież pozostawiła mieszkanie, rzeczywiście budzi grozę, jednak nie mamy wątpliwości, że miasto, z jakiego pochodzili niewychowani turyści, okazało się kluczowe dla rozkręcenia medialnego szumu wokół tej sprawy. Przeglądając nie tylko komentarze internautów, ale i nagłówki artykułów opisujących tę aferę, okazuje się, że paliwem ją napędzającym był tak naprawdę hejt na warszawiaków.

Wydawało się, że popularny kilka lat temu stereotyp „warszafki” odszedł w zapomnienie. Szczególnie w przypadku turystyki – mieszkańcy Warszawy, wydawać by się mogło, powinni być mile widziani w większości kurortów. Przyzwyczajeni do „warszawskich” cen – przynajmniej w teorii – mogą być w stanie zapłacić więcej za pobyt w hotelu czy obiad w restauracji. Niestety, wszystko wskazuje na to, że wraz z wymeldowaniem z pensjonatu czy zapłaceniem rachunku w knajpie, czar warszawiaków pryska. Z komentarzy możemy dowiedzieć się bowiem, że mieszkańcy stolicy to chamy, buraki oraz wieśniaki, którym brakuje kultury.

1

Polacy nie lubią stereotypów, które utrwaliły się na nasz temat za granicą. Skutecznie walczymy z wizerunkiem tych, którzy rzekomo nadużywają alkoholu, oraz oburzamy się, gdy słyszymy dowcipy o polskich złodziejach. Niestety, nie przeszkadza nam to jednocześnie powielać wielu krzywdzących stereotypów na temat mieszkańców danych regionów, zwłaszcza jeżeli chodzi o Warszawę. Czy stolica jest najmniej lubianym miastem w Polsce?

Ciężko powiedzieć, bo nie ma na ten temat sensownych i miarodajnych badań. Warto przypomnieć jednak konkurs na Europejską Stolicę Kultury w 2016 roku. Warszawa zdobyła wtedy jedynie 12 proc. głosów internautów, co powodowało, że znalazła się na ostatnim miejscu rankingu. Oczywiście wynik ten można tłumaczyć wieloma czynnikami, jednak czytając negatywne komentarze na temat miasta, ciężko mówić o sympatii. Obrywa się wszystkim – zarówno mieszkańcom Warszawy, czyli popularnym „krawaciarzom”, jak i przyjezdnym, którzy utrwalili się już na dobre jako „słoiki”. Warto przy okazji przypomnieć niedawny sondaż Wyborczej i Radia TOK FM, w którym Warszawa – mimo możliwości, jakie oferuje na rynku pracy – uplasowała się dopiero na piątym miejscu wśród miast, do których chcieliby się przeprowadzić Polacy.

Napis w toalecie w jednej z krakowskich restauracji

Cechy negatywne warszawiaków, które tak chętnie wypominane są w komentarzach, oczywiście nie muszą wiązać się z miejscem zamieszkania. Oznacza to, że „warszawska młodzież”, o której pisze Pan Gerard, nie różni się niczym od swoich rówieśników w innych miastach. Owszem, specyficzne cechy młodych ludzi, które mogą wiązać się m.in. z ignorancją, to problem, który warto rozważać raczej na gruncie pokoleniowym, a nie regionalnym. Dlatego krytykując zachowanie dzieciaków, pamiętajmy, że to nie miasto, w którym się wychowały lub w którym mieszkają odpowiada za zniszczenia. Młodzież równie dobrze mogłaby przyjechać z Krakowa, Poznania czy Olsztyna. Tylko czy wtedy cała sytuacja tak dobrze by „się klikała”? Zapewne nie.

Tekst: AC

SURPRISE