„Nasz świat się roztopi” – pokolenie baby boomers spytane o przyszłość w latach 60.

Lata sześćdziesiąte w Stanach Zjednoczonych to nie tylko rewolucja dzieci kwiatów, ale także czas boomu technologicznego i gospodarczego dobrobytu. Młode pokolenie baby boomers, które wychowało się w czasach zimnej wojny USA z ZSSR, było pod wrażeniem lotów na Księżyc, robotów i produkcji taśmowej. Z drugiej strony żyło w cieniu zagłady, bo wizja wojny nuklearnej nigdy nie była tak silna, jak w 1966 roku. „Ludzie będą traktowali jak liczby, a nie żywe istoty” – mówi jeden z chłopców. „Wszystko stanie się strasznie nudne, będzie wyglądało jednakowo, przede wszystkim ludzie” – dopowiada jego kolega.
Scenariusze przyszłości najmłodszych mówią o dehumanizacji – ludzi będzie tak dużo, że zamienią się w statystykę.
Dalej: roszady na rynku pracy – większość procesów zastąpią komputery, a także bestialskie uprzemysłowienie zwierząt, które zostaną pozbawione dostępu do pastwisk. Żyć będą w ciasnych pomieszczeniach, hodowane tak, by dostarczyć największą ilość pożywienia ludziom, dla których nie starcza na planecie miejsca. Dzieci nie mają złudzeń: „Skończy się zabawa, produkty będą racjonowane i w porcjach”. Szybki rozwój technologii także wyjawi swoje drugie dno: „Komputery i automatyzacja przyczynią się do tego, że wielu straci pracę”.
Stopień zasiedlenia lądów zmusi nas do budowana domów nad i pod wodą. Całe narody będą żyły w skąpych korytarzach, klitkach i tunelach (microliving?), by garstce rządzących umożliwić zrealizowanie wizji superspołeczeństwa.
Odkurzone wywiady budzą skrajne uczucia wobec tego, jak bardzo aktualne stają się wizje ówczesnych uczniów podstawówki.
Z ust chłopca pada zdanie: „Planeta będzie zbyt gorąca, by na niej żyć”, co jest po prostu uderzające. Dlaczego? Bo każe się zastanowić, czyj punkt widzenia jest bardziej szczery: dzieci czy dorosłych.

Zdjęcie główne: „1966 Children about future” (YouTube)
Tekst: Magdalena Czubaszek