Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Odmawiaj i ograniczaj. Nie potrzebujesz tego tyle

Różne drogi prowadzą do idei zero waste. Są tacy, których na tę drogę sprowadza konieczność oszczędności, innymi powoduje wysoka świadomość ekologiczna, jeszcze innych ogólnoświatowy trend i moda na minimalizm.
.get_the_title().

Cała masa porad idei zero waste przywodzi na myśl dzieciństwo lat 80. lub wczesnych lat 90. Tamte lata to plastikowe torby z logotypem BOSS sprzedawane jako odrębny produkt luksusowy. Czasy, w których wystawiano pustą butelkę po mleku lub śmietanie przed drzwi, a pan mleczarz zamieniał ją na te wypełnione po brzegi nie są wcale tak odległe. Czasy, w których na dnie kubła na śmieci można było przeczytać kilka zeszłotygodniowych informacji (nie istniały przecież plastikowe worki na śmieci), a mięso pakowano w papier, owoce, czy warzywa ekspedientka wrzucała do siatki z wielkimi oczkami to niemal model idealny dla propagatorów zero waste.

Wszystko to, rutyna tamtych dni dziś jest nie tylko jednym z najgłośniejszych trendów eko, ale życie według jej zasad dla wielu jest niemal do osiągnięcia.

Polska przoduje w światowych i europejskich rankingach jeśli chodzi o zużycie plastikowych worków oraz o wyrzucanie żywności. Z raportu Federacji Banków Żywności z 2017 roku dowiadujemy się, że statystyczny Polak wyrzuca 52 kilogramy jedzenia do rocznie. W przeliczeniu na złotówki daje to 2 500 złotych wyrzuconych do śmietnika przez czteroosobową rodzinę. Te zatrważające wyniki, zgodnie z interpretacją badań, są wynikiem nieuważności ankietowanych oraz nieumiejętnego planowania zakupów i posiłków.

W skali kraju zużywamy rocznie 11 miliardów foliówek rocznie, daje to niechlubne 250-300 worków na obywatela. Dla przykrego porównania warto dodać, że statystycznemu Duńczykowi takich torebek potrzeba w roku jedynie 4.

Niektóre z zasad promowanych przez ruch są rzeczywiście nieco nieadekwatne do szybkich i wygodnych czasów, w których żyjemy. Przypuszczalnie nie wszystkie z nich musimy traktować radykalnie i rygorystycznie. Biorąc pod uwagę jednak, że począwszy od 2007 roku, światowa “produkcja mięsa” (czytaj zabijanie zwierząt dla celów komercyjnych) spada każdego roku o pół miliarda w wyniku ograniczenia spożycia wyrobów mięsnych, warto by pochylić się nie tyle nad zupełnym wyeliminowaniem produkcji odpadów domowych, co nad ich redukcją. Ten przykład pokazuje, że każde działanie, a w przypadku zero waste każdy świadomy i przemyślany wybór dotyczący zakupów, powtórnego wykorzystania, czy naprawiania posiadanych już przedmiotów staje się istotnym z perspektywy interesu planety, czyli naszego własnego interesu. Zero waste może pobudzać różnorodne, bardzo kreatywne aktywności. Podobnie jak studenci Politechniki Wrocławskiej można zastanowić się nad ponownym użyciem tektury czy drewna z odzysku i niewielkim wysiłkiem lub kosztem stworzyć całkiem funkcjonalne meble, które oczywiście nie muszą stanowić głównego elementu wystroju naszych wnętrz, ale mogą być niebanalnym akcentem codzienności.

Zero waste jest jakby jednym z naczyń połączonego systemu zrównoważonego rozwoju, modnego minimalizmu, świadomej ekologii, ale i gospodarki obiegu zamkniętego.

Drugie życie mebli z minionych epok, powtórne użycie przedmiotów i surowców, moda na retro sprzęty audio, czy odzież vintage, płócienne torby używane przy zakupach. Wszystkie to, niektórym kojarzące się z nowomodą i hipsterską falą, przez niektórych stosowane całkiem nieświadomie, stanowią naprawdę istotny element filozofii zero waste. W Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i kilku innych miejscach w Polsce powstały bardzo atrakcyjne sklepy bezodpadowe. Ponad 50 kawiarni dołączyło do ruchu zero waste oferując zniżki dla klientów, którzy pojawią się w ich lokalach z własnym kubkiem. Europejskie metropolie rozwijają się wraz z tym ruchem. W Szwecji uruchomiono market, w którym każdy z oferowanych produktów jest wynikiem upcycle, podobne miejsca w Berlinie czy Londynie to szalenie designerskie lokalizacje i punkty na mapie tych miast zrzeszające nie tylko świadomych konsumentów, ale i bardzo twórcze społeczności.

Filozofię życia bez odpadów najlepiej zacząć wprowadzać na poziomie własnego gospodarstwa domowego, szczęśliwie powstają organizacje, które w bardziej lub mniej celowy sposób dotykają tego zjawiska na poziomie społecznym. W Polsce jednocześnie marnujemy około dziewięciu ton żywności, a niemal dwa miliony Polaków w tym samym czasie cierpi niedożywienie. Coraz popularniejszy ruch foodsharing, rosnąca liczba lodówek społecznych na ulicach, czy poświąteczna zbiórka żywności to inicjatywy, które jak się okazuje mają co najmniej kilku interesantów.

Zamysł i podstawy, które stanowią o ruchu zero waste wpisują się w globalny trend minimalizmu, wzrostu świadomości i dążenia do umiaru. Odmawianie, ograniczanie, ponowne użycie, segregacja i kompostowanie brzmią rozsądnie i wcale nie rewolucyjnie. Tym niemniej, jak w przypadku niemal każdego ruchu społecznego, idą za nim również skrajne postawy. Z jednej strony budzi stanowczy opór i niechęć, z drugiej produkuje kolejnych radykałów. Na poziomie operacyjnym wprowadzania zasad zero waste pojawia się wiele rozterek. Niektóre ze zmian nie wymagają zbyt wielkich wyrzeczeń, inne każą jednak poświęcić sporo czasu i energii lub zrezygnować z naprawdę wygodnych rozwiązań. Nie jest jednak kategoryczną koniecznością, żeby mieć na balkonie lub w mieszkaniu kompostownik. Jasnym jest, że to rozwiązanie jest dużo korzystniejsze dla osób, które mieszkają w domach z przynależącym do nich, najmniejszym choć ogródkiem. Nie każdy chce używać domowych detergentów, czy samodzielnie robić kosmetyki. Tutaj wystarczy chociażby kupowanie większych opakowań (to wprowadza spore oszczędności dla portfela, ale i środowiska – ostatecznie jedna, czterolitrowa butelka po płynie do płukania to mniej odpadów i mniejsza emisja CO2 niż dwie dwulitrowe butelki tego samego produktu). Można również wybierać kosmetyki w opakowaniach wielorazowych (np. szklanych) lub takich, których produkcja i przetwórstwo są mniej szkodliwe dla środowiska (producenci bardzo chętnie chwalą się przecież stosowaniem tego typu rozwiązań). Takie metody wydają się o wiele prostsze.

Życie zero waste nie musi oznaczać zasilania ruchu freegan i spożywania nieświeżych produktów wprost ze śmietnika właśnie. Chodzi raczej o bardziej świadome zakupy i wybory. Nie ma musu zaopatrywania się tylko u lokalnych dostawców, istotą jest raczej ograniczenie morza foliowych woreczków i opakowań, a także uważność na np. terminy przydatności (które są najczęstsza przyczyną wyrzucania żywności).

Można naturalnie spędzać godziny na akademickich sporach o wyższości wielokrotnego używania plastikowych torebek nad bawełnianymi, których multiplikowane pranie to zużycie wody i prądu oraz zwiększanie naszego osobistego śladu węglowego. Dozwolone jest gorąco polemizować w temacie eko ściem, globalnego ocieplenia, czy jednostkowo wyliczać co i kiedy przynosi nam korzyść (także finansową); żywo zwalczać zwolenników i przeciwników wszelkich ruchów eko friendly. Można ten czas i tę energię wykorzystać jednak na poszukiwanie równowagi między tym, co dla nas wygodne i konieczne, a tym co spowoduje zmniejszenie naszego negatywnego wpływu na środowisko, w którym żyjemy. Piętrzące się wysypiska śmieci, zwiększająca się ich liczba (również tych dzikich i nielegalnych), niemalejąca liczba osób wywożąca odpady do lasów i zatrważające statystyki stawiają nas w całkiem niekorzystnym świetle. Na dzisiejsze zakupy zabierz torbę wielokrotnego użytku, a jednego banana nie pakuj w oddzielną foliówkę, a w realny sposób wpłyniesz na te liczby.

Tekst: AT

SURPRISE