Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Uniwersytet Bristolski zakazuje używania przez kluby sportowe i instruktorów fitness fatfobicznego słownictwa

W ramach nowej inicjatywy wprowadzonej na Uniwersytecie Bristolskim nie będzie już można motywować uczniów by „wypocili wczorajszą pizzę” czy „spalili nadprogramowe kalorie”. Język sugerujący utratę wagi poprzez ćwiczenia ma zostać trwale usunięty ze słownictwa trenerów fitness oraz kapitanów drużyn sportowych.
.get_the_title().

Tłuszczyk, spalanie, kalorie, obwód – te i inne słowa już wkrótce mogą zostać wyeliminowane z treningowej nomenklatury. Słysząc o pomyśle zainicjowanym przez studentów na Uniwersytecie Bristolskim, zapewne niejedna Chodakowska przewraca się na macie. Bo jak motywować, nie mówiąc o zmianach zachodzących w ciele dzięki ćwiczeniom?

Branża fitness ma się świetnie mniej więcej od czasów błyszczących strojów kąpielowych zakładanych na leginsy przez Jane Fondę. Kolejne pokolenia dziewczyn wychowanych na kolorowych gazetach mają świadomość, jaką „wagę” ma smukła sylwetka. Płyty DVD, subskrypcje, kanały na YouTubie – gdzie nie spojrzeć miliony porad, jak zrzucić, odchudzić i pozbyć się cellulitu.

Źródło: dailymail.co.uk Uniwersytet Bristolski

Sytuacja może jednak ulec zmianie za sprawą zataczającej coraz szersze kręgi poprawności i próbie niedyskryminowania tych, którzy – być może – sami wcale dyskryminowani się nie czują.

Zakaz używania fatfobicznych zwrotów pojawił się po tym, jak Samorząd Studentów Uniwersytetu Bristolskiego potępił „przymus bycia fit” szerzący się na uczelni, który nobilituje osoby o smukłej sylwetce.

Jedna ze studentek, Abbie Jessop, będąca inicjatorką nowego ruchu, wyjaśniła na swoim blogu, że ma nadzieję, na zmiany, które sprawią, iż sport będzie miał bardziej integracyjny charakter i stanie się dostępny dla wszystkich, bez względu na warunki fizyczne. Twierdzi, że dzięki tym działaniom ćwiczenia będą mniej szkodliwe zarówno dla osób z zaburzeniami odżywiania, jak i osób zagrożonych wystąpieniem takich zaburzeń.

Pierwszym krokiem podjętym przez Uniwersytecki Związek Studencki będzie pełny i wnikliwy przegląd wiadomości sportowych, planu ćwiczeń i retoryki dotyczącej zdrowia.

Leah Newton i Carly Wilkinson, współzałożyciele WorkEDout – kampanii mającej na celu zainicjowanie rozmowy między profesjonalnymi trenerami fitness a osobami cierpiącymi na zaburzenia odżywiania – twierdzą, że inicjatywa uniwersytecka była ważnym krokiem do zmiany sposobu myślenia o zdrowiu i akceptacji ciała. Ta na pozór pozytywna akcja budzi szereg wątpliwości dotyczących chociażby granic wolności wypowiedzi.

Źródło: Jennifer Burk / Unsplash

Wkrótce nawet wyrażenie „atletyczna budowa” zostanie potępione za wywoływanie niechęci do ćwiczeń wśród studentów – podkreśla Frank Furedi, profesor socjologii na Uniwersytecie Kent w wywiadzie udzielonym „Daily Mail”.

Nie było w historii zmian, które nie budziły by kontrowersji. Również ta sytuacja rodzi masę wątpliwości. Oto nasze argumenty za i przeciw:

ZA:

1. Walka z fatfobiczną narracją zaowocuje zapewne zmianą podejścia do ludzkiego ciała. Samą akcję można traktować jako kontynuację lub pewnego rodzaju rozszerzenie ruchu body positive. Osoby borykające się z nadwagą i problemami z samoakceptacją mogą nareszcie poczuć, że ćwiczenia to nie tylko dążenie do wyglądu modelki, ale przede wszystkim walka zdrowie i dobrostan psychiczny.

2. Fala zaburzeń odżywiania zbiera co roku żniwo wśród osób usilnie starających dopasować się do świata promowanego przez media. Agresywny nacisk na kształtowanie idealnej sylwetki odbija się na wszystkich grupach wiekowych, niezależnie od płci i statusu.

3. Powszechna dostępność sportu i tysięcy rodzajów ćwiczeń jest obecnie wizualizowana jako przywilej osób szczupłych i sprawnych. Chyba wszystkim znany jest schemat myślenia „nie pójdę na jogę, bo nie umiem stać na głowie”. Bristolska inicjatywa może skutecznie walczyć z takimi stereotypami i zachęcić większą grupę osób do rozsądnej aktywności fizycznej.

PRZECIW:

1. Ugładzanie kultury i wypieranie z niej słów trudnych, niewygodnych, a czasem nawet obraźliwych czyni ją nijaką. Sprawia, że język ubożeje, a przekazywanie nawet najprostszych informacji staje się stylistyczną udręką. Bo jak powiedzieć, żeby nie powiedzieć? Przykładem daleko posuniętej przesady jest historia salonu fryzjerskiego w Stroud, Gloucestershire, którego właścicielka, Alison Birch, została oskarżona o dyskryminację po tym, jak w ogłoszeniu zamieszczonym na swojej witrynie opisała mile widziane cechy charakteru nowego pracownika. Birch otrzymała telefon z serwisu Find a Job, z informacją, że nie może uruchomić ogłoszenia, ponieważ jest dyskryminujące ze względu na słowo „happy”. Ostatecznie po długich dyskusjach i medialnej burzy uznano wyrażenie „szczęśliwy” za nieszkodliwe i fryzjerka mogła zatrudnić osobę z pożądanym usposobieniem.

2. Fatfobiczna nagonka na środowisko fitness nasuwa pytanie dotyczące konsekwencji, jakie niesie ze sobą bagatelizowanie problemu związanego z otyłością i nieprawidłowym odżywianiem. Jeśli stwierdzenie o „spaleniu wczorajszej pizzy i piwa” jest szkodliwe dla psychiki, to czy w takim razie za zdrowsze można uznać odkładanie śmieciowego jedzenia w organizmie?

3. Unikanie mówienia o wadze, kaloriach czy tłuszczu wydaje się śmieszne, a wręcz obraźliwie w kontekście sportowców takich jak np. bokserzy, którzy świadomie i precyzyjnie muszą kontrolować skład swojego organizmu, by móc stanąć na ringu w walce, do której często przygotowują się miesiącami. Czy kolejnym krokiem będzie rezygnacja z tradycyjnego telewizyjnego ważenia, by nie urazić uczuć osób borykających się z otyłością lub niedowagą?

Zdjęcie główne: Jonathan Borba / Unsplash
Tekst: Anna Puszczewicz-Siodłok

SURPRISE