W bunkrach przeciwatomowych pod Pekinem mieszka nawet do miliona osób

Zbudowane w strachu przed wojną nuklearną schrony służą teraz jako tanie mieszkania w samym centrum stolicy Chin. Szacuje się, że mieszka tam nawet milion osób.
.get_the_title().

W 1969 roku Mao Zedong zarządził budowę podziemnych schronów w Pekinie w obawie przed atakiem nuklearnym ze strony Związku Radzieckiego. Wówczas dwie potęgi starły się o wyspę Zhenbao, która jest terytorium spornym. Konflikt trwał zaledwie siedem miesięcy, lecz był krwawy, a zagrożenie militarne ze strony Sowietów było na tyle wysokie, że należało zabezpieczyć swoich obywateli przed najgorszym scenariuszem. Mao polecił, aby kopać głębokie tunele, zbierać żywność i gotować się do wojny.

W samym Pekinie wybudowano 10 tys. bunkrów o łącznej powierzchni około 78 kilometrów kwadratowych.

W 1980 zimna wojna pomiędzy tymi mocarstwami dobiegła końca, a Chiny zaczęły otwierać się na świat. Wtedy zarządzono, aby bunkry zaczęto wynajmować jako mieszkania. Wprowadzili się do nich imigranci i młodzi ludzie na początku swojej drogi zawodowej, których nie stać na mieszkanie w nadziemnej części miasta. Szacuje się, że obecnie pod Pekinem mieszka nawet milion osób. W 2015 roku udało się wejść tam włoskiemu dokumentaliście Antoniemu Faccilongo.

Jedno z wejść do bunkrów. Zdjęcie: Antonio Faccilongo

Warunki w bunkrach są bardzo złe – brak cyrkulacji sprawia, że powietrze jest stęchłe, na ścianach zbiera się pleśń, nie ma okien. Nie można też liczyć na wiele miejsca do życia, bo niektóre mieszkania mają mniej niż 4 metry kwadratowe powierzchni, a wiele z nich to pokoje wieloosobowe. Łazienki i kuchnie są wspólne i dzielone nawet przez kilkadziesiąt pomieszczeń mieszkalnych.

Mimo to mieszkają tam też ludzie, którzy pozwolić mogą sobie na mieszkanie w luksusowych apartamentach.

Czemu? Bunkry znajdują się w ścisłym centrum Pekinu, w pobliżu wielu biurowców i innych miejsc pracy. Są też niezwykle tanie – za miesiąc wynajmu najtańszych z nich płaci się równowartość około osiemdziesięciu złotych.

Zdjęcie: Antonio Faccilongo
Zdjęcie: Antonio Faccilongo

Niemniej dla znakomitej większości żyjących tam osób jest to przykra konieczność. Ci mieszkańcy znani są jako „Rat tribe” („Plemię szczurów”). To w większości młodzi ludzie albo imigranci, którzy nie mają dużych szans na wyjście z biedy i wynajem mieszkania nad ziemią, przez co w podziemnym bunkrze spędzają nieraz większość swojego życia.

Pekin jest bowiem miastem szczególnie drogim. W ciągu kilku ostatnich dekad ceny na rynku mieszkań poszybowały tam w górę.

Średnia za kupno metra kwadratowego w Pekinie wynosi około szesnastu tysięcy dolarów, co oznacza, że jest to pod tym względem piąte najdroższe miasto na świecie.

Zdjęcie: Antonio Faccilongo

W 2010 roku władze miasta zakazały wykorzystania bunkrów jako mieszkań z powodów bezpieczeństwa, ale nie miało to szczególnego wpływu na rzeczywistość. Przede wszystkim dlatego, że ci ludzie nie mają gdzie się podziać – nie stać ich na mieszkanie w Pekinie, a władze nie są w stanie zapewnić im innego zakwaterowania. Z powodu wysokich cen mieszkań w mieście, wiele osób wciąż wprowadza się do bunkrów, nawet mimo tego, że jest to już nielegalne. W przeciwatomowych schronach pod Pekinem życie więc dalej kwitnie, a lokatorzy radzą sobie, jak mogą. Wiele pomieszczeń zostało przemienionych na strefy społeczne – sale bilardowe, pingpongowe czy szkoły kaligrafii.

Zdjęcie: Antonio Faccilongo
Zdjęcie: Antonio Faccilongo

Zdjęcie główne: Antonio Faccilongo
Tekst: Miron Kądziela

SURPRISE