Wstrząsające morderstwo, którego historia jest fake newsem. Kitty Genovese, rozproszenie odpowiedzialności i apatyczni mieszczanie

Jak to możliwe, że 37 osób widziało morderstwo i żadna nie zareagowała?
.get_the_title().

Jest 13 marca 1964 roku. 28-letnia Kitty Genovese wraca po pracy do domu, który mieści się w Kew Gardens w nowojorskiej dzielnicy Queens, kiedy zostaje zaatakowana przez Winstona Moseley’a. 37 świadków patrzy na to, jak sprawca dźga kobietę nożem, okrada i gwałci. Atak trwa pół godziny, nikt nie dzwoni na policję. 28-latka umiera w drodze do szpitala. Szokujące? Jak najbardziej. Morderstwo Kitty Genovese i apatyczni mieszkańcy Nowego Jorku, którzy nie próbowali pomóc kobiecie, zainspirowali psychologów, którzy ukuli termin „rozproszenie odpowiedzialności” (niekiedy znany także jako „syndrom widza”).

W skrócie chodzi o to, że im więcej świadków, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś zareaguje. Nikt nie czuje się bezpośrednio odpowiedzialny za to, co widzi – każdy uważa, że działania podejmie ktoś inny.

Często uznawane jest to za przykład konformizmu, apatii i znieczulicy społecznej. Bo w końcu skoro aż 37 osób widziało morderstwo i żadna z nich nie zareagowała, to z tymi ludźmi musi być coś nie tak, prawda? Szkopuł w tym, że w przypadku Kitty historia o 37 świadkach jest, delikatnie mówiąc, wyssana z palca. Przykładając do niej dzisiejsze standardy rzetelności dziennikarskiej, musielibyśmy ją uznać za fake newsa.

źródło: new york post

Jedna rzecz pozostaje faktem – 28-latka rzeczywiście została zamordowana 13 marca 1964 roku. Zdarzyło się do między 3:00 a 4:00 rano. Skąd więc tylu świadków? W zasadzie nie wiadomo – nic nie wskazuje na to, by faktycznie w pobliżu znajdowało się aż 37 osób. Jeśli były, to z pewnością spały w swoich domach. Za emblematyczną dla zjawiska rozproszenia odpowiedzialności historię odpowiedzialny jest dziennikarz „New York Timesa” A. M. Rosenthal, który usłyszał o sprawie podczas lunchu z komisarzem nowojorskiej policji Michaelem J. Murphym. Dwa tygodnie po morderstwie w gazecie ukazał się tekst autorstwa Martina Gansberga.

„37 osób, które widziały morderstwo, nie zadzwoniło na policję” – grzmiał nagłówek, z kolei sam artykuł mówił o 38 świadkach przestępstwa i 3 atakach na Kitty, podczas gdy w rzeczywistości były 2. Skąd ta rozbieżność? To prawdopodobnie pomyłka.

Nie ma ona jednak większego znaczenia, bo w rzeczywistości wydarzenia z 13 marca 1964 roku wyglądały zupełnie inaczej. Gdy Kitty została zaatakowana po raz pierwszy, około 3:15, zareagował sąsiad, który krzyknął z okna do napastnika, przeganiając go. Moseley wrócił jednak 10 minut później, gdy prawie nieprzytomna Kitty leżała pod drzwiami swego budynku. Wtedy zadał jej kolejne ciosy nożem, zgwałcił i okradł. Tak znalazła ją sąsiadka, która siedziała z kobietą do momentu przyjazdu karetki. Tak – karetka przyjechała. Na policję zadzwoniły aż dwie osoby, jedna tuż po pierwszym ataku. Tylko że dzwoniły nie na znany dziś dobrze numer 911 – on został wymyślony właśnie po części w reakcji na to morderstwo, 4 lata później.

Świadków nie było ani 38, ani 38 – policja mówi o 12 osobach. Co ważne, nikt nie widział dwóch ataków w całości i nikt nie wiedział, co konkretnie się wydarzyło.

Nie jest więc tak, że świadkowie stali z założonymi rękami, czekając aż morderca zrobi swoje.

Część osób myślała, że ma do czynienia ze sprzeczką małżeńską i dlatego nie chciała się angażować w sytuację (smutny znak czasów). Tylko jedna osoba wiedziała, że za pierwszym razem doszło do ataku nożem, ale nic nie zrobiła. Swiadek drugiego ataku, przyjaciel i sąsiad Kitty, bał się z kolei zadzwonić na policję, bo był gejem, tak więc potencjalna konfrontacja z policjantami mogła mieć dla niego nieciekawy finał. Morderstwo Kitty Genovese stało się symbolem wielkomiejskiej apatii, a tymczasem na miejscu było wiele osób, które starały się pomóc, i to na wiele sposobów. Niestety redakcja „New York Timesa” nie uznała w 1964 roku, że warto o tym wspomnieć – artykuł doczekał się sprostowania dopiero pół wieku później.

Tekst: NS

SURPRISE