5 nowych horrorów, które warto obejrzeć w Halloween

Chcielibyście obejrzeć jakiś porządny horror, ale nie wiecie na co się zdecydować? Mamy dla was 5 trzymających w napięciu filmów, które mogliście przegapić.
.get_the_title().

Oglądanie horrorów ma na nas dobry wpływ. Gdy w napięciu czekamy na to, aż z ciemnego zakamarku wyłoni się filmowy morderca, nasze ciało produkuję adrenalinę – hormon walki i ucieczki, który przyspiesza nasze tętno i podwyższa ciśnienie krwi. Po zastrzyku adrenaliny mózg może chcieć nas uspokoić – wtedy pojawia się serotonina i dopamina, czyli hormon szczęścia. Z kolei nasze ciało podczas seansu także reaguje w konkretny sposób, co pozwala na… spalenie kilku kalorii.

Co najważniejsze, horrory pomagają nam konfrontować się z naszymi największymi lękami – i to w zupełnie bezpieczny sposób.

Dlatego też mamy dla was 5 trzymających w napięciu filmów, które mogliście przegapić. Widzieliście już wszystko z tej listy? Rzućcie więc okiem na 5 tytułów, które wybraliśmy dla was w zeszłym roku.

1. „Midsommar. W biały dzień”

Reżyser Ari Aster zdołał już nieźle namieszać w świecie horroru. Jego debiutancki film pełnometrażowy „Dziedzictwo. Hereditary” z 2018 roku wzbudził skrajne opinie. Nie inaczej rzecz ma się z „Midsommar. W biały dzień”, które w tym roku trafiło na ekrany kin.

Tym razem Aster odwołuje się do filmowej tradycji pogańskiego horroru, której najbardziej znanym przedstawicielem jest film „Kult”.

W „Midsommar” śledzimy losy amerykańskiej pary, która trafia do Skandynawii i uczestniczy w obchodach lokalnego święta związanego z letnim przesileniem. Prędko okazuje się, że obchody nie wyglądają tak, jak spodziewali się Amerykanie… Atmosferę niesamowitości dodatkowo potęguje fakt, że w rejonie trwa właśnie dzień polarny.

2. „Mandy”

Tego filmu nie mogło zabraknąć na naszej liście!

Ile razy czytaliście już, o tym, że dana rola to wielki powrót Nicolasa Cage’a? Aktor, który ma na koncie dużo świetnych ról, w ostatnich latach był kojarzony głównie z kiepskimi filmami i memami, dlatego też wielu z was mogło kompletnie zignorować „Mandy” Panosa Cosmatosa. Niesłusznie. „Mandy” rozpoczyna się jak powolna opowieść o miłości między żyjącą w domu w środku lasu parą – tytułową bohaterką (graną przez Andreę Riseborough) i drwalem, którego gra Nicolas Cage. Sielanka kończy się jednak, kiedy w okolicy pojawia się sekta. Mandy zostaje zabita, a bohater grany przez Cage’a zamienia się w prawdziwą maszynę do zabijania. „Mandy” to dowód na to, że w dzisiejszych czasach wciąż da się zrobić dobry film exploitation, gdzie nie brakuje przemocy, a krew leje się litrami.

3. „Suspiria”

Remake kultowego filmu Dario Argento z 1977 roku w reżyserii znanego z „Tamtych dni, tamtych nocy” Luki Guadagnino. Reżyser przenosi akcję filmu do podzielonego Berlina. Amerykanka Susie Bannion (Dakota Johnson) trafia do prestiżowej akademii tańca krótką chwilę po niewyjaśnionym zaginięciu jednej z uczennic.

Wchodzi w świat szkoły z internatem, wyczerpujących, wielogodzinnych treningów, a także… okultyzmu.

Placówka okazuje się bowiem terenem opanowanym przez czarownice. Nowa „Suspiria” nie jest remakiem filmu Argento, a raczej autorską wariacją na znanych już motywach – Guadagnino opowiedział historię po swojemu, a towarzyszy mu w tym Tilda Swinton (i to w dwóch rolach!) i muzyka Thoma Yorke’a.

4. „To my”

Debiutancki film Jordana Peela „Uciekaj!” przyniósł twórcy Oskara za najlepszy scenariusz oryginalny. Poprzeczka zawieszona została wysoko i wiele osób wyczekiwało kolejnej produkcji reżysera. Fabuła „To my” zaczyna się banalnie: małżeństwo z dwójką dzieci udaje się na wakacje do swojego domku na plaży. Urlopową sielankę zakłóca jednak pojawienie się nieproszonych gości… Nie są to jednak mordercy w maskach, a wierne kopie członków czteroosobowej rodziny. Kim jest ta banda sobowtórów? Czego chce? Odpowiedzi na te pytania nie będą tak oczywiste.

Peele, który w „Uciekaj!” zajął się tematem rasizmu, w „To my” w inteligentny sposób podejmuje kwestię klasy społecznej.

W filmie występują m.in. Lupita Nyong’o, Winston Duke, Elisabeth Moss i Tim Heidecker – oczywiście wszyscy w podwójnych rolach.

5. „Lords of Chaos”

Nie jest to horror w ścisłym sensie tego słowa, jednak historia norweskiej sceny black metalowej z pewnością budzi silne emocje. Wyreżyserowany przez Jonasa Åkerlunda film opowiada o zespole Mayhem. Głównym bohaterem jest założyciel zespołu, znany pod pseudonimem Euronymous (w tej roli Rory Culkin). Euronymus został zamordowany w 1993 roku przez Varga Vikernesa (Emory Cohen), innego muzyka, nagrywającego m.in. pod pseudonimem Burzum. Vikerns trafił za to do więzienia na ponad 20 lat.

W „Lords of Chaos” pokazane są wydarzenia, które do tego doprowadziły, kształtowanie się sceny i ciągły pojedynek na to, kto jest bardziej mroczny – z obrosłym już legendą paleniem kościołów włącznie.

Jeśli skandynawski black metal jest wam szczególnie bliski, to pewnie zirytują was uproszczenia, przeinaczenia i fakt, że twórcy filmu niespecjalnie starają się ukryć swój brak sympatii do portretowanych bohaterów – ale to pewnie lepsze od bezmyślnej gloryfikacji.

Tekst: NS

TU I TERAZ