5 powodów, dla których „Kids See Ghosts” to istotny album

Przyzwyczailiśmy się, że płyty trwają od pół godziny do 80 minut (tyle bowiem mieści pojedyncze CD), a ostatnie produkcje Migos, Rae Sremmurd czy Drake’a znacząco nawet przekraczają tę długość. Sporym zaskoczeniem może więc być nieco tylko ponad 20 minut „Kids See Ghosts”. Jest jednak kilka powodów, dla których to być może najciekawsze 20 minut muzyki w 2018 roku.
.get_the_title().

Zwartość

Powód takiego ściśnięcia materiału może być bardzo prosty. Kanye ma pracowity okres, równocześnie był zaangażowany w tworzenie kilku albumów z różnymi artystami i na każdym z nich odcisnął swoje artystyczne piętno. Musiał więc rozłożyć siły. Pewnie też dlatego jego solowy krążek, a także płyty Pusha T, Nasa czy omawiany projekt z Cudim mają tak mało utworów – dokładnie siedem, co jest liczbą doskonałości. Przypadek? Nie sądzę. Dzięki temu, że każdemu wydawnictwu poświęcił pełnię uwagi i wycyzelował każdy z siedmiu tracków, możemy dziś podziwiać „ye”, „Daytonę”, „Nasira” i „Kids See Ghosts” jako albumy pozbawione zbędnych nut.

Produkcja

„ye” było płytą-szkicownikiem. Boleśnie osobiste, zaaranżowane w sposób surowy, jakby na szybko. „Kids See Ghosts” to przeciwny biegun, co powinno zadowolić wszystkich miłośników bombastycznych produkcji.

Utwory są tu pełne smaczków, bo Kanye zbudował wielopiętrowe podkłady, wykorzystując multum sampli i cały zestaw studyjnych sztuczek w stylu nawarstwiania ścieżek wokalnych czy zapętlania sampli żywych instrumentów.

West jest magikiem studia i na „Kids See Ghosts” po raz kolejny to potwierdza. Przeszedł długą drogę; jako producent zaczynający od soulujących retro bitów u Jaya-Z, zachłystując się później elektroniką, rozbuchanym eklektyzmem, by skończyć na ulotnej architekturze „Life of Pablo”. Album nagrany z Cudim zgrabnie przywołuje jego liczne fascynacje.

Klimat

„Kids See Ghosts” wypełnia melancholijny materiał, w którym artyści przechodzą od gorzkich rozliczeń do podnoszących na duchu fragmentów. Wszystko skąpane jest w dźwiękach impresyjnych, ale przewiercanych chaosem. Niemal całość krążka wypełnia mglista atmosfera, mająca swój szczytowy moment w afirmatywnym „Reborn” i następującym po nim burialowo brzmiącym downtempo utworu tytułowego. Świetnie odzwierciedla tę atmosferę okładka, za którą odpowiedzialny był Takashi Murakami, artysta nazywany japońskim Warholem, który stworzył już wcześniej oprawę graficzną „Graduation” – trzeciego solowego albumu Westa. Jego najnowsza okładka prezentuje bajkowy, nostalgiczny świat, który jest przy tym upiorny i podszyty koszmarem. Nic dziwnego, to bowiem płyta traktująca o rozstaniu i tęsknocie.

Na „ye” Kanye eksplorował swoje narcystyczne obsesje i komentował najważniejsze wydarzenia popkulturowe ostatniego roku, a tutaj postawił na bardziej uniwersalny przekaz.

Przecież rzadko kto przeżywa kryzys tożsamości w limuzynie czy luksusowym apartamencie, natomiast o rozstaniach wiemy coś wszyscy.

Źródło: Billboard

Przystępny eksperyment

„Kids See Ghosts” mogą słuchać zarówno fani talentu Westa, hipsterzy, niedzielni słuchacze hip-hopu lubiący na co dzień elektronikę, a także ci, którzy oczekują dobrze wyprodukowanego popu.

Panowie West i Cudi stworzyli bowiem mieszankę, w której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. I nie poszli przy tym na łatwiznę.

To nie sztuka stworzyć kawałek rapowy z gitarami i żywą perkusją, sztuką jest przeniesienie na grunt rapu ducha muzyki rockowej. Takie „Freeee (Ghost Town pt. 2)” brzmi jak utwór Tame Impala z innego wymiaru, a sampel z mało znanego domowego nagrania Kurta Cobaina w zamykającym całość „Cudi Montage” jest tak użyty, że wręcz wrośnięty w westową tkankę. Kanye samplował już wcześniej King Crimson, Can, Arthura Russela czy „Dziewczynę o perłowych włosach”, więc żaden gatunkowy crossover mu niestraszny. Nie ma tutaj aż tak odjechanych eksperymentów i flirtów z noisem, jak to miało miejsce na „Yeezusie”, dzięki czemu więcej osób się załapie na różnorodną muzycznie podróż, jaką oferuje ten album.

Team spirit

Nie bez powodu „Kids See Ghosts” zostało nagrane we współpracy z jednym z najbardziej empatycznych i wrażliwych raperów, jakim jest Kid Cudi. Kariera tego artysty zatrzymała się w pewnym momencie i jego ostatnie próby raczej gubiły ostrość, więc wspólny projekt z Westem daje mu wreszcie możliwość rozwinięcia skrzydeł. Panowie zdają się przeprowadzać na płycie wzajemną psychoterapię, bo zarówno Cudi cierpiący na depresję, walczący z nałogami, jak i Kanye z jego słynnym przerwaniem trasy koncertowej z powodu załamania i różnymi dziwnymi publicznymi zachowaniami, bardzo potrzebowali takiej oczyszczającej sesji.

Fakt, że przy okazji my, słuchacze, dostaliśmy doskonały artystycznie zapis tej terapii, potwierdza tylko, że muzyka wciąż może być czymś ważnym i angażującym.

Warto jednak posłuchać także i „Daytony”, „Nasira” oraz „ye”, by mieć pełny obraz tego, kim jest Kanye West w roku 2018. W 2019 będzie to już pewnie zupełnie inny artysta, więc słuchajcie już teraz!

Tekst: Michał Weicher

TU I TERAZ