Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Amerykańskie imperium sypie się na oczach świata

Sytuacja Stanów Zjednoczonych przypomina upadki Związku Radzieckiego, Imperium Brytyjskiego i Cesarstwa Rzymskiego.

Joe Biden kontynuuje politykę spod szyldu ‘America First’, którą prowadził też Donald Trump. Nic dziwnego, wycofanie się ze stanowiska światowego policjanta i skupienie się na problemach wewnętrznych państwa jest czymś, co łączy większość wyborców od prawa do lewa. Najgłośniejszym przykładem tej polityki jest oczywiście wyjście wojsk amerykańskich z Afganistanu. Najsilniejszy militarnie i najbogatszy kraj na świecie przez 20 lat wydał dwa biliony dolarów, wystawił 775 tys. personelu wojskowego, wytrenował i zaopatrzył wojska afgańskie – tylko po to, aby się wycofać i stracić kontrolę nad krajem. Wspomagani przez niego sojusznicy wewnątrz kraju poddali się Talibom w ciągu tygodnia. Oczywiście sama kwestia zbrojnej interwencji i okupacji obcego państwa jest czymś zgoła ekstremalnym. Amerykanie coraz częściej podnoszą tę kwestię w dyskursie publicznym – niemoralne jest używanie siły, by zmieniać inne kraje na naszą modłę. Biden wycofanie się z Afganistanu określił jako ‘wyjątkowy sukces’ i koniec pewnej epoki.

Z jednej strony jest to więc racjonalna polityka, z drugiej natomiast, z perspektywy Chin czy Rosji, pokaz słabości niegdyś agresywnego mocarstwa.

Nie pierwszy raz Ameryka okazuje słabość – wystarczy przypomnieć wojnę Jom Kippur oraz wojnę w Wietnamie. Wtedy jednak otrząsnęła się z porażek i ustabilizowała swoją pozycję. Biorąc pod uwagę to, że USA rezygnuje z polityki antyterrorystycznej podjętej po 11 września oraz to, że w ostatnich latach wyłonił się na arenie międzynarodowej potężny rywal gospodarczo-polityczny, Chiny, zejście Amerykanów z kursu mocarstwowego i skierowanie się w stronę izolacjonizmu może mieć tym razem inne skutki.

Image

Joe Biden

Prezydent Stanów Zjednoczonych

Słyszę, że mogliśmy, powinniśmy kontynuować tak zwany wysiłek niskiego stopnia w Afganistanie, przy niskim ryzyku dla naszych członków służby, przy niskich kosztach. Nie wydaje mi się, że wystarczająco dużo ludzi rozumie, o ile prosiliśmy 1 proc. tego kraju, który założył ten mundur. W żadnej wojnie nie ma nic niskiego stopnia, niskiego ryzyka ani niskich kosztów. Czas zakończyć wojnę w Afganistanie.

Afganistan może znowu udowodnić, że jest cmentarzem imperiów.

USA a Związek Radziecki

W lutym 1989 roku Związek Radziecki wycofał swoje wojsko z Afganistanu po nieudanej dziewięcioletniej próbie pacyfikacji kraju. – Nadszedł dzień, na który czekały miliony sowieckich ludzi – powiedział na wiecu wojskowym Boris Gromow, radziecki dowódca wojskowy. – Pomimo naszych poświęceń i strat, całkowicie wypełniliśmy nasz internacjonalistyczny obowiązek. Narracja opuszczania Afganistanu przez ZSRR była więc tego nurtu – opuszczamy Afganistan, bo tego chcemy, nie dlatego, że przegraliśmy. Skutek internacjonalistycznego obowiązku był jednak taki, że 1/6 całej populacji cywilnej Afganistanu zmarła wskutek działań, 5 milionów ludzi uciekło z kraju, a wiele miast stało się ruiną. Oficjalnie zmarło tam około 15 tys. żołnierzy sowieckich, a 50 tys. zostało rannych, nie mówiąc już o setkach zniszczonych lub straconych samolotów, czołgów czy dział artylerii i miliardach rubli zmarnowanych na nieudane działania zbrojne.

Porażka armii radzieckiej, uważana za kosztowną, doprowadziła do utraty autorytetu administracji Gorbaczowa w oczach nie tylko opinii międzynarodowej, ale też obywateli ZSRR. Półtora roku po wyjściu wojsk z Afganistanu grupa liderów Partii zorganizowała zamach stanu przeciwko władzy Gorbaczowa. Był to wyraz niezadowolenia wobec reform, które m.in. prowadziły do urynkowienia radzieckiej gospodarki, zwiększenia swobód obywatelskich i ocieplenia stosunków z Zachodem. Puczyści nie cieszyli się jednak poparciem ludu – obywatele chcieli zmian. W końcu Związek Radziecki upadł. I to właśnie afgański galimatias osłabił państwo od środka. Składały się na to cztery czynniki:

1. Efekt percepcji – Afganistan zmienił postrzeganie przywódców w kwestii skuteczności użycia wojska do utrzymania imperium i interweniowania w obcych krajach.

2. Efekt militarny – Afganistan zdyskredytował Armię Czerwoną, stworzył podział między partią a wojskiem i pokazał, że Armia Czerwona nie jest niezwyciężona, co ośmieliło republiki nierosyjskie do dążenia do niepodległości.

3. Efekt legitymizacji – Afganistan dostarczył nie-Rosjanom wspólnej przyczyny domagania się niepodległości, ponieważ postrzegali oni tę wojnę jako wojnę rosyjską toczoną przez nie-Rosjan przeciwko Afgańczykom.

4. Efekt partycypacji – wojna w Afganistanie stworzyła nowe formy partycypacji politycznej, przyczyniła się do przekształceń w mediach jeszcze przed głasnost, z powodu dużej masy weteranów wojennych, którzy tworzyli własne krytyczne organizacje, osłabiające hegemonię Partii.

Porażki ZSRR oraz USA są porównywalne pod względem poniesionych kosztów i skali niepowodzenia. Czy jednak, zgodnie z powiedzeniem, Afganistan rzeczywiście jest cmentarzem imperiów, przekonamy się z czasem.

Photo by Marjan Blan | @marjanblan on Unsplash.

Image

Robin Wright

Analityczka stosunków międzynarodowych

Wielkie wycofanie się Ameryki [z Afganistanu] jest co najmniej tak upokarzające jak wycofanie się Związku Radzieckiego w 1989 roku, które przyczyniło się do końca tego imperium i komunistycznych rządów. Oba wielkie mocarstwa wycofały się jako przegrane, z podwiniętym ogonem, pozostawiając za sobą chaos.

Tym, co łączy upadające Cesarstwo Rzymskie oraz współczesne Stany Zjednoczone to przede wszystkim rażące nierówności ekonomiczne.

USA a Cesarstwo Rzymskie

Od czasu prezydentury Ronalda Reagana nierówność ekonomiczna w USA stale rośnie, rozpoczął on bowiem wojnę Partii Republikańskiej ze związkami zawodowymi i prawami pracowniczymi. Przez ostatnie 40 lat obniżano podatki dla bogatych, a od 2009 roku nie zmieniła się federalna płaca minimalna. Pandemia pokazała, że życie milionów ubogich osób pracujących w USA staje się coraz bardziej niepewne. Przepaść między bogatymi a biednymi powiększa się z dnia na dzień do niespotykanych dotąd poziomów. Gdy miliony osób popadło w ubóstwo od początku pandemii, 651 amerykańskich miliarderów zwiększyło swoje zbiorowe bogactwo o 1,1 biliona dolarów. To więcej niż 900 miliardów dolarów, które Kongres przeznaczył na pomoc pandemiczną dla najbiedniejszych. Nierówności nie są tylko czymś niemoralnym – gospodarka amerykańska silnie zależy od wydatków konsumpcyjnych i nie wytrzyma zubożenia całych rzesz ludzi. 651 miliarderów nie kupi wystarczająco dużo produktów nie-luksusowych, aby napędzić cały kraj.

Cesarstwo Rzymskie, zbudowane na krwawych podbojach i pracy niewolników, dzieliło się na dwie części – Rzym wspaniały i bogaty, obejmujący senatorów, patrycjuszy i ekwitów, oraz Rzym żyjący na pensjach wystarczających tylko do przeżycia. Niemniej Cesarstwo Rzymskie było mniej nierówne ekonomicznie niż dzisiejsze Stany Zjednoczone. W roku 150 najbogatszy 1 procent kontrolował 16 procent majątku, czyli mniej niż połowę tego, co kontroluje najbogatsze 1 proc. w Ameryce. Gdy bogaci Rzymianie czerpali korzyści z wojen i bogacili się, najbiedniejsi jedynie tracili i w końcu stanęli przed kryzysem ekonomicznym. Wpływ miało na to również to, że służba militarna zmusiła ich do zaniedbania swoich farm. One z kolei zostały wykupione przez bogaczy, co spowodowało zmianę krajobrazu Półwyspu – zamiast zbioru małych gospodarstw powstało garstka wielkich nieruchomości. Najbiedniejsi zostali bez ziemi i ruszyli do miast, aby znaleźć pracę, której nie było, bo zajęli ją sprowadzani w olbrzymich liczbach niewolnicy. To przyczyniło się do powstania grup reformatorskich, takich jak bracia Gracchi, którzy wykorzystywali szerokie niezadowolenie społeczne, obiecując redystrybucję ziem, dotację do zbóż i redukcję władzy oligarchów w senacie. Oczywiście pojawił się opór. Walki polityczne przyczyniły się do pauperyzacji życia społecznego i mordów na ulicach. Walka o władze doprowadziła do wojen domowych w różnych częściach imperium, które ostatecznie doprowadziły do upadku Republiki.

Kolejnym łącznikiem między Rzymem a Stanami jest problem zbyt dużych wydatków na wojsko. Pod koniec 2020 roku Kongres zatwierdził wart 741 mld dolarów budżet wojskowy, a tydzień później powiększył go o dodatkowe 696 mld. I to podczas pandemii, gdy 25 proc. całej populacji USA doświadcza niepewności żywieniowej. W roku 150 wydatki na wojsko w Rzymie wynosiły 20 mld sestercji, czyli aż 80 proc. całego rocznego budżetu Republiki. Biorąc pod uwagę nierówności społeczne i ich skutki, lepiej dla Rzymu byłoby wydać te pieniądze inaczej.

Photo by Jens Peter Olesen on Unsplash.

Amerykanie są zmęczeni imperializmem tak jak kiedyś Anglicy.

USA a Imperium Brytyjskie

Stan ducha upadającego Imperium Brytyjskiego był wynikiem połączenia narodowego wyczerpania i zbyt szerokich granic imperialnych. Od 1914 roku naród przeżywał wojnę, kryzys finansowy, a w latach 1918-19 pandemię – hiszpankę. Tymczasem gospodarka tonęła pod górą długów. Chociaż kraj pozostał emitentem dominującej waluty światowej, nie był już bezkonkurencyjny w tej roli. Wysoce nierówne społeczeństwo zainspirowało polityków lewicy do żądania redystrybucji, a nawet wprowadzenia rozwiązań socjalistycznych. Znaczna część inteligencji poszła dalej, optując za komunizmem albo faszyzmem. Analogia między USA a Imperium Brytyjskim nie jest idealna – Brytyjczycy posiadali pod swoim władaniem największą masę lądów w historii ludzkości, z czego znakomita większość nie była ich terenem narodowym. Amerykanie natomiast rozszerzali swoją strefę wpływów albo w związku z zagrożeniem ze strony ZSRR, albo, po 11 września, w związku z zagrożeniem ze strony terrorystów. Nawet jeśli imperialność Ameryki nie manifestuje się w formie kolonii czy protektoratów, to widać ją w międzynarodowej i militarnej dominacji, a także w kosztach, które należy ponieść, aby mieć globalny zasięg. Imperialność i zmęczenie jej skutkami w przypadku obu tych mocarstw mają podobny charakter.

Z tego powodu w społeczeństwie widać próby nowych interpretacji amerykańskiej historii – jako agresywnego, ekspansjonistycznego imperium. Lewica przekształca historię Ameryki w opowieść głównie o niewolnictwie, następnie segregacji, a w końcu o neokolonializmie. Ważnym źródłem brytyjskiej słabości w okresie międzywojennym był bunt inteligencji przeciwko Imperium i tradycyjnym wartościom brytyjskim. Nastrój naigrywania się z Imperium, zamiast celebracji jego rozmachu i bogactwa, był wówczas powszechny. Churchill wspominał debatę Unii Oksfordzkiej z 1933 roku, z której wyniknął następujący wniosek: ludzie odmawiają walki o króla i ojczyznę. Pisał: ’Łatwo było wyśmiać taki epizod w Anglii, ale w Niemczech, w Rosji, we Włoszech, w Japonii idea dekadenckiej, zdegenerowanej Wielkiej Brytanii zakorzeniła się głęboko i zachwiała wieloma kalkulacjami’. Być może w ten sposób właśnie dyplomaci, np. z Chin, postrzegają dziś Amerykę. Narracje reinterpretujące fundamenty Ameryki mają podobne skutki, co w przypadku tożsamego podejścia w międzywojennej Anglii – obnażają wątpliwą wartość etyczną oraz znaczenie rzekomej potęgi w oczach społeczeństwa. Tak samo jak Brytyjczycy w latach 30. XX wieku, Amerykanie w latach 20. XXI wieku odkochali się w imperium. Chcą teraz opowiedzieć tę samą historię z innej perspektywy.

Photo by Diogo Nunes on Unsplash.

Image

Cornel West

Filozof, wykładowca i działacz społeczny

Czarni ludzie nigdy nie będą wolni w systemie drapieżnego kapitalizmu – nigdy nie będziemy wolni w systemie z imperialnymi mackami, nigdy nie będziemy wolni, gdy elita Pentagonu wpada w amok militarną polityką i zabija ludzi w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach.

Jak na razie widać pewien stan początkowy, więc dalekosiężne przewidywania mogą być na wyrost, jednak szereg punktów wspólnych z upadającymi mocarstwami wskazuje, że USA może stracić na znaczeniu i skupić się na własnym podwórku. Na arenie międzynarodowej pojawił się natomiast nowy moloch, który zapewne dalej przejmować będzie strefy wpływów po ustępujących Stanach. Chiny stanowią dla USA większe wyzwanie gospodarcze niż kiedyś Związek Radziecki, ponieważ gospodarka tego drugiego nigdy nie była większa niż 44 proc. wielkości amerykańskiej podczas zimnej wojny. Chiny natomiast starają się dogonić Amerykę w wielu dziedzinach technologicznych – od sztucznej inteligencji po komputery kwantowe. Ambicje przywódcy Chin, Xi Jinpinga, są również dobrze znane – wraz z odnowieniem ideologicznym Chińskiej Partii Komunistycznej pojawia się wrogość wobec wolnorynkowych rządów demokratycznych. Linie konfliktów są jasne. Ameryka oczywiście podejmuje tę walkę, lecz powoli staje się tym słabszym, underdogiem tego pojedynku. Traci wpływy i kieruje się do izolacjonizmu. Trzeba mieć też na uwadze to, że być może Chiny nie udźwigną tej sytuacji – ich populacja starzeje się, niezadowolenie wśród młodzieży wzrasta, propagandowa tyrania zaciska się ciaśniej na swobodach obywatelskich, zadłużenie sektora prywatnego hamuje wzrost, a emisje CO2 utrzymują się na wysokim poziomie z powodu polegania na węglu. Oba imperia mają problemy i czeka je długa walka na przetrzymanie.

Wielu ekspertów studzi obawy (lub nadzieje).

Afganistan jedynie obnażył pewne słabości, lecz nie znaczy to, że imperium upada. To cios, lecz nie cios śmiertelny.

Cios, który kwestionuje to, czy Stany Zjednoczone mają duży autorytet moralny na arenie międzynarodowej po oddaniu Afganistanu i jego milionów obywateli z powrotem pod opiekę Talibów. Pozostaje jednak niejasne, czy wycofanie się USA z Afganistanu stanowi rzeczywiście część większego zwrotu do wewnątrz, tj. do izolacjonizmu spod znaku ‘America First’, czy też sytuacja znowu się odwróci i Stany ponownie umocnią się w innym miejscu, aby pokazać światu, że wciąż są w grze. Być może widzimy to właśnie w związku z najnowszym porozumieniem pomiędzy USA, Wielką Brytanią oraz Australią dotyczącym zabezpieczenia Morza Południowochińskiego. Wciąż nie jest jednak całkiem jasne, jakie będzie znaczenie i efekty tego porozumienia. W tej chwili wydaje się, że amerykańska hegemonia jeszcze nie dobiegła końca, ale też nie jest tym, czym była kiedyś.

Zdjęcie główne: Evan Vucci/AP Photo
Tekst: Miron Kądziela

TU I TERAZ