Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Jako kobiety jesteśmy ciągle niewystarczające, czyli Magda Mołek o sprawach kobiet

Całe życie jestem trochę pod prąd – mówi Magda Mołek i opowiada, jak się czuje w roli youtuberki zabierającej głos w sprawach kobiet.
.get_the_title().

W niepewnych czasach bycie razem jest najważniejsze. W przypadku Magdy Mołek poczucie wspólnoty, bycia razem, budowane jest w oparciu o wiedzę, polega na wspieraniu, siostrzanym przytuleniu i rozmowie. Po latach pracy w TVN postanowiła zostać youtuberką i prowadzić rozmowy „W moim stylu” całkiem po swojemu. Współtworzy je z kobietami – przyjaciółką Brzozą i z Joanną Keszką, edukatorką seksualną, z którą współtworzy podcast „Rozważna i erotyczna”. Taka jest Magda: i rozważna, i erotyczna, otwarta na drugiego człowieka, uważna, dociekliwa, ale też cierpliwa i łagodna. Zagląda ludziom w oczy, szukając uśmiechu lub smutku. Jej rozmowy toczą się wokół emocji, dotykają istoty rzeczy, pozwalają wygadać się rozmówcy, mówić szczerze o trudnych nieraz sprawach. Magda postanowiła też stworzyć rozmowy, które będą głosem kobiet w Polsce, oddać im miejsce i głos w polskiej blogosferze.

Postanowiliśmy zapytać ją o to, jak czuje się w roli youtuberki, o czym marzy i czego pragnie. Jak widzi rolę dziennikarza, swoją rolę i czego życzy Polkom.

Jak się czujesz jako youtuberka? To duża zmiana w Twoim życiu. Masz własny program „W moim stylu”, ale też podcast „Rozważna i erotyczna”.

Youtuberka może mieć dla zewnętrznych obserwatorów różne konotacje, ale ponieważ ja już w tym siedzę, dla mnie znaczy to bardzo dużo. To, co jest wartością nadrzędną na YouTubie, to wolność i prawda. Jeśli jesteś dziennikarzem z krwi i kości, to ta platforma pozwala uprawiać ten zawód. Jeśli chodzi o media tradycyjne, to chyba jesteśmy świadkami jakiegoś końca i muszę przyznać, że współczuję dziennikarzom mainstreamowym. Do tego dziennikarstwo „rozgrywa się“ obecnie w dużej mierze na Twitterze, ale czy to jest odpowiednie miejsce do tego?

Dopóki mediami tradycyjnymi będzie rządził pieniądz, reklama i naciski polityczne, to nie ma w nich miejsca na dziennikarstwo. Można oczywiście lawirować, ale jak długo może ci się to udawać? Jeśli masz w DNA dążenie do prawdy, to zrozumiesz, że tam jest za ciasno. Całe życie jestem trochę pod prąd, dlatego tak właśnie czułam.

Tymczasem YouTube się rozwija i im zależy na poszerzeniu oferty, na różnorodnym kontencie i osób takich jak ja na YouTubie jest teraz w Polsce sporo. Większość dziedzin, które opierają się jeśli nawet nie na dziennikarstwie, to na pewnej jakości związanej z wyuczonym zawodem, zaczyna zajmować jego kanały. Ludzie, którzy chcą tworzyć jakościowe treści, wybierają YouTuba. Kanały poradnikowe, tematyczne, to tam standard. Od kilku lat swój kanał ma tam Tomasz Raczek, krytyk filmowy a Bracia Sekielscy robią tam swoją niesamowitą robotę dziennikarską.

Youtuber dziś znaczy już całkiem coś innego. To nie tylko gamer czy Friz. Mogę tu realizować swoje marzenia dziennikarskie i sprawia mi to wielką frajdę, bo to jest naprawdę na moich zasadach.

Oczywiście, żeby nie było tak różowo, są różne “ale”, które poczułam, robiąc rozmowy w ramach Strajku Kobiet. Regulamin YouTube’a mocno przesiewa tzw. kontrowersyjne treści: aborcja, pandemia, szczepionki, covid. YouTube to jest niesamowity strumień – wiedzy, ale też niewiedzy, newsów i fakenewsów, więc to, że algorytmy pilnują wrażliwych tematów, właściwie nie dziwi. Obrywa się w rezultacie i newsom, i fakenewsom, i prawdzie, i fałszowi.

Youtuberzy też się zmieniają, prawda? Niektórzy stają się dziennikarzami społecznymi jak Krzysztof Gonciarz. Ty podejmujesz tematy dotykające też edukacji seksualnej.

Krzysia Gonciarza można nawet nazwać aktywistą. Używa swoich zasięgów do szerzenia wiedzy, a nie propagandy, więc tak, wiedza zastąpiła rozrywkę. Bardzo mi zaimponował akcją z ciężarówką, ale to, co zrobił podczas Strajku Kobiet…Czapki z głów.

My jako społeczeństwo jesteśmy w ciągłym procesie edukacji. Przez ponad 25 lat swojej pracy starałam się robić wszystko, żeby to, co proponuję widzom, było rodzajem wiedzy, a na pewno, żeby było rzetelne, nawet jeśli dotyczyło tematów z pozoru błahych. Jestem ze starej szkoły dziennikarskiej, gdzie podstawą jest pięć prostych pytań: kto, gdzie, kiedy, jak i dlaczego.

Z czasem okazało się, że mój sposób prowadzenia rozmów nawet w porannym programie telewizyjnym zaczyna być z jakichś powodów dla kogoś mniej wygodny. Nie bawiłam się jedynie w przerzucanie naleśników, choć uwielbiam gotować, ale próbowałam usłyszeć prawdę choćby przez te 5 minut i dowiedzieć się jak najwięcej o człowieku, z którym rozmawiałam. To może być jednak niewygodne. Nie wiesz, co ci gość powie, nie kontrolujesz tego, zostawiając mu pole do szczerej odpowiedzi. Można to oczywiście kontrolować odgórnie, czytając napisane wcześniej przez kogoś pytania.

Jestem słaba w odczytywaniu pytań z kartki… Nigdy mi to nie szło.

Teraz moja rozmowa płynie! Zrobiłam cztery rozmowy w ramach Strajku Kobiet, bo tak rozumiałam swoje dziennikarskie zadanie w tak gorącym politycznie i społecznie czasie. Oczywiście oprócz tego, że „spacerowałam“ czy zapełniałam Instagram ważnymi treściami. Te cztery rozmowy z kobietami dotykały sedna problemu aborcji. Można mi oczywiście zarzucić, że nie zrobiłam wywiadu ze stroną „za życiem”, ale chciałam zrobić wywiady z ludźmi, którzy starają się konstruktywnie wypełniać swoją rolę. Tak jak Anna Dziewit-Meller, która uczestniczyła w strajku, relacjonowała co się dzieje, podjęła własne prywatne decyzje, bo przecież zrezygnowała z pracy w “Tygodniku Powszechnym”, uznając że jest jej za ciasno w miejscu, które jest związane z Kościołem Katolickim w Polsce. Przeprowadziłam rozmowę z ginekolożką, która dokonuje terminacji genetycznie uszkodzonych płodów. Rozmawiałam też z matką bliźniaczek z niepełnosprawnościami i na koniec z Polką pracującą w austriackiej klinice aborcyjnej. Zależało mi, żeby pokazać tym, którzy są “za życiem”, jak de facto wygląda to życie. W tych wywiadach nie chodziło o to, czy ktoś ma swoje poglądy, tylko jaką robotę wykonuje.

Polacy są teraz bardzo podzieleni, mam wrażenie, że Polki też…

Dopóki nie zrozumiemy, że dla ludzi, którzy w nas te podziały tworzą, liczy się tylko to, żebyśmy występowali przeciwko sobie – brat przeciw bratu, ojciec przeciwko synowi lub córce – to marnie skończymy. Zależało mi, żeby te rozmowy były trochę z innego pułapu, sięgały nieco wyżej, dotykały tematu nieco bardziej filozoficznie. Rozmawiam o emocjach, odczuciach, o człowieku.

Jestem już 25 lat w swoim zawodzie, praktycznie od początku tzw. wolnej Polski. Naprawdę dużo już widziałam i trochę wiem. Do tego jak sobie porównuję, w jakich krajach żyją moi koledzy i koleżanki z Europy, to widzę, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia. Nie chcę nikogo pouczać. Chcę pokazywać inny punkt widzenia niż obowiązująca narracja, która obecnie każe wierzyć w słowa partii, a przecież my już to przerabialiśmy. My już byliśmy podzieleni przy tych stołach, bo podsłuchiwałam o czym mwoili dorośli w mojej rodzinie, gdy ja mialąm kilka lat. Nie wiem, ile razy musimy do tego wrócić,żeby zrozumieć, że nie tu przebiega między nami różnica.

Muszę przyznać, że nigdy tak ciężko nie pracowałam, a jednocześnie z takim entuzjazmem!

Bywam zmęczona fizycznie, psychicznie, ale nie jestem wypalona. Sport, joga, spacer i natychmiast odzyskuję siły. W głowie i w sercu wiem, że robię rzeczy, jakie zawsze chciałam robić. Teraz tak jest, ja lecę, ja frunę. Jest mi po prostu bardzo dobrze.

Cieszę się, bo to był skok na głęboką wodę. Rozmawiałam niedawno z profesorem Bralczykiem, który powiedział, że łatwo potępić ideologię, ale nie jest łatwo potępić człowieka…

Staram się pokazywać, ile ta ideologia, schodząc na poziom codziennego życia, jest warta. Jak żyje Agnieszka – mama trzynastolatek z niepełnosprawnościami. Byłam z nimi na spacerze razem z moją rodziną, żeby Agnieszka mogła odetchnąć. Zwykły spacer, który dla mnie był całkiem niezwykły. Dwie nastolatki, każda z innymi potrzebami. Z zachowaniami, których ludzie z zewnątrz jak ja nie spodziewają się, albo nie rozumieją. Dla mnie było to dotknięcie tego, o czym rozmawiałyśmy. Ktoś, kto z poziomu ideologii narzuca innej kobiecie swój punkt widzenia i stwierdza „nie wolno ci dokonać aborcji, masz takie dziecko wychowywać”, powinien obowiązkowo w ramach zrozumienia, do czego namawia, spędzić tych kilka godzin z taką rodziną, z matką i jej dziećmi. Ideologie są martwe, sztuczne w oderwaniu od żywego człowieka i jego codzienności. A ta codzienność jest żmudna.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez (@hallobrzoza)

Tam były takie emocje, których ja nadal nie umiem nazwać, tam było wszystko, ale nie współczucie. Dużo więcej niż to. Zresztą jak sama Agnieszka powiedziała „nie ogarniesz tego intelektem, nie pojmiesz, możesz to tylko rozumieć na poziomie duchowości”. Ideologie są powiązane z intelektem, są wymyślone, wypreparowane z duszy, z serca. Poczułam to na tym naszym spacerze bardzo mocno. Najłatwiej siedzieć z boku i wymagać od innych. 

 Ważna była też dla mnie rozmowa z Polką zatrudnioną w klinice aborcyjnej w Wiedniu z racji tego, jak wiele Polek zgłasza się do tej kliniki. Opowiadała, że klientki tej kliniki to nie żadne rozszalałe nastolatki, które zaliczyły wpadkę, albo robiące karierę trzydziestoparolatki, które się zapomniały. W zdecydowanej większości pacjentki to wierzące katoliczki, stateczne żony, matki, które przyjeżdżały z mężem i mówiły, że nie udźwigną wychowania kolejnego dziecka. I to jest życie, i tu już nie ma ideologii.

Zejdźmy z poziomu ideologii na poziom codziennego życia, a zobaczymy, że tam wszystko wygląda inaczej. I to jest moim zdaniem zadanie dziennikarza, żeby tak jak Bracia Sekielscy nie opowiadać o pedofilii z poziomu komisji śledczych czy Watykanu, tylko w zetknięciu z ludzkimi tragediami. Tu nie chodzi o przepychanki polityczne, ale o ludzi.

Twój podcast z Joanną Keszką opowiada o kobiecej seksualności, skąd ten pomysł. Dlaczego się za to wzięłaś i dlaczego Polacy nie potrafią głośno powiedzieć słowa „cipka”? W Polsce wiele kwestii pozostaje w strefie tabu. 

Jak robiłyśmy z Joanną Keszką nasze podcasty o seksualności, najwięcej mi się oberwało w komentarzach za to, że uważano mnie za kobietę z klasą, a głośno powiedziałam „cipka”, a to jest tak dyskwalifikujące, że powinnam się zapaść pod ziemię.

Nie odrzucałam tych komentarzy, ale wchodziłam w dyskusję, bo ja wiem według jakiego kodu te panie, które do mnie pisały, są wychowane. Ja byłam wychowana według tego samego kodu. Świadomość, nauka, jakaś niewygoda spowodowały, że  wyszłam z tego i dziś powiedzieć głośno „cipka” jest dla mnie i przyjemne i normalne, a nie zawstydzające i obrazoburcze. Każda z nas ma inną porę, by się z tym zmierzyć. 

Najczęściej o tym, że nie powinno być w Polsce aborcji na życzenie, słyszałam od kobiet 60+, czyli dokładnie tych, które mogły to zrobić. Miały wybór. To niezwykłe jak przez te 30 lat kobiety, które miały wolność wyboru, zostały przez politykę i kościół przekonane do tego, że robiły tak źle, że teraz próbują odkupić… może nie winy, bo to żadna wina, ale nie wiem, może wymierzyć karę innym? Myślę, że wiele z nich ma doświadczenie aborcji, ponieważ wtedy była to dość popularna “metoda antykoncepcji”. I dziwi mnie to, że teraz chcą zakazać aborcji przecież nie dla siebie, bo ich to już nie dotyczy, ale innym kobietom. Udawało mi się wielokrotnie dochodzić do porozumienia z tymi kobietami podczas rozmów i one przyznawały, że chyba na koniec mam rację. Rozumiem mechanizm. Model jest zawsze ten sam – bo nieważne jest pokolenie, ale powtarzający się model. One były ofiarami swoich matek i babek, więc przekładają to na następne pokolenie. My możemy pomyśleć trzeźwo i nie skrzywdzić naszych dzieci – przerwać ten wzorzec.

Ważny temat w Twoich wywiadach i programach to kwestia kobiet. Jak postrzegasz kwestie kobiece w polskiej przestrzeni publicznej? Zresztą nie tylko publicznej… Mam wrażenie, że Polki bardzo późno dojrzewają seksualnie.

A kto ma nam pomóc? Nie pomoże szkoła, bo tam nie ma edukacji seksualnej jest edukacja kościelna, która nakazuje wyrzec się swojej cielesności, nakazuje traktować ciało jako grzeszne, ewentualnie zasługujące jedynie na poświęcenie. W ogóle obowiązująca narracja wobec kobiet w Polsce jest krzywdząca, bo jak rodzisz dzieci to źle, jak nie rodzisz – to też źle, jak robisz karierę – źle, jak nie robisz – też źle. Jak urodzisz i chcesz zostać rok w domu, to jesteś złym pracownikiem, jak urodzisz i chcesz szybko wrócić do pracy, to jesteś złą matką.

Jako kobiety jesteśmy ciągle niewystarczające. Dajemy sobie to wmówić.

Jeśli nazywasz moje działanie misją, to może tak jest przez to, że jesteśmy dopiero na początku drogi i to wygląda na misję, ale to jest najzwyczajniej w świecie rozwój, edukacja. Chcę się podzielić wolnością, która mi się przydarzyła, której ja doświadczam, która wynika z własnej siły, choć nabytej późno.

Moim marzeniem jest to, żeby już nastolatki wiedziały, że są wystarczające. To nie one mają problem, tylko ci, którzy im to wmawiają.

Miałam ostatnio takiego live’a, po którym usłyszałam, że moje poglądy są bardzo rewolucyjne… Ale świat już tak żyje, to nie jest żadna rewolucja. W kraju, w którym dominuje porządek, że mężczyźnie wolno wszystko, a kobiecie nic, moja praca będzie nazywana misją. A przecież tak nie jest. Kobiety są bardzo długo cierpliwe, bardzo długo przyglądają się sytuacji, ale jak podejmą decyzję, to podejmują walkę. Najgorszą rzeczą teraz byłoby zmarnowanie energii Strajku Kobiet. Nawet jeśli ona teraz przygasła, to wróci.

Protesty są niestety dość przemocowo tłumione. Niektórzy mogą się bać na nie chodzić. Słyszymy o poturbowanych przez policję kobietach, nękanych nastolatkach. 

Mam taką refleksję, że podczas naszych prostestów wolałam już się bać narodowców niż policji. Jestem dzieckiem lat 80., znam historię nie tylko z książek, ale dotknęłam siermiężnych totalitarnych lat 80. ZOMO już było na ulicach. Dziś policja tak działa, bo chodzi o czyjeś stołki, w skrócie: dwóch panów chce zająć stołki dwóch innych panów. A ja tu płacę podatki, to moje miejscem na Ziemi, pracuję w tym języku, dla mnie nie ma nadziei na życie poza Polską, więc mam przekonanie, że trzeba działać.

Widzę, ile pracy w tym gorącym czasie ma mój mąż, zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich. Pracownicy Biura RPO są obecni na wszystkich komisariatach policji, żeby pilnować bezpieczeństwa zatrzymanych strajkujących. Oni tam naprawdę patrzyli policji na ręce, siedząc tam po nocach, kosztem swoich rodzin. Dlatego to się nie utrzyma, policja, która zwraca się przeciwko obywatelom, przeciwko matkom, siostrom, jest po prostu niegodna. Jeśli ktoś myśli, że to się uda, to jest w błędzie. To wszystko wróci. Taka plama nie schodzi. Historia policjanta psikającego gazem w oczy posłanki Barbary Nowackiej… Przecież to jest nie do obrony. 

Pozwolenie na przemoc wobec kobiet w Polsce jest olbrzymie i głęboko zakorzenione. To, co się dzieje w domach, najczęściej tam zostaje. Dociera do nas przez media w skrajnych przypadkach. To jest usankcjonowane gdzieś w kulturze, w Kościele katolickim.

Ja mam bardzo krytyczne zdanie na temat Kościoła katolickiego w Polsce. Ono się niestety nigdy nie zmieni. Nie wierzę już w żadną naprawę, w żaden odłam lepszego kościoła. To jest punkt krytyczny… Zresztą to, ile tych zasłon spada w ostatnim czasie, jest niebywałe. Mam zresztą pretensję do polskich ginekologów, którzy nie zabrali głosu po wyroku pseudo-trybunału. Dlaczego nie zobaczyłyśmy takiego wspólnego, gromkiego sprzeciwu: „co wy robicie nam i naszym pacjentkom? Przecież to my mamy je w gabinetach, a wy nie wiecie nic o ich losie” Dlaczego nikt nie powiedział: „my wiemy, co robimy, zostawcie to nam”? To jest moje rozczarowanie.

W jaki sposób Francja doszła do bardziej liberalnego prawa aborcyjnego? W 1971 roku Simone de Beauvoir, pisarka, filozofka, feministka, napisała “Manifest 343”, który podpisały 343 rozpoznawalne publicznie kobiety – aktorki, pisarki, wokalistki, działaczki, m.in. Catherine Deneuve, Jeanne Moreau, Françoise Sagan. Przyznały się do dokonania aborcji i żądały dostępu do niej dla Francuzek. Manifest został opublikowany przez “Le Nouvel Observateur” i szybko zyskał przydomek “Manifest 343 dziwek” – tak nazwał go satyryczny tygodnik “Charlie Hebdo”. Od tego się zaczęło. Potem były marsze i protesty. W końcu stanowisko zajęli lekarze, którzy stworzyli swój własny manifest – manifest lekarzy, opowiadający się za prawami i postulatami kobiet. Francuscy lekarze powiedzieli: „nasze pacjentki mają rację”.

Jak kobiety cisną i chcą, to w końcu osiągną swój cel. Ja się tylko pytam, gdzie są polscy lekarze, położnicy, ginekolodzy, w których interesie również jest zdrowie i bezpieczeństwo kobiet?

Pewnie powodem jest strach.

Czy robotnicy w Stoczni Gdańskiej się nie bali? Mieli przed sobą ZOMO, i “chłopaków“ zza wschodniej granicy… Myślę, że bardziej się bali. Przecież nie wyrzucą wszystkich z pracy. Widziałam list lekarzy ze Śląska. Dość nieśmiały, ale jednak. No, ale błagam, to jest całe gremium ginekologów w Polsce?

Sen wariata, jeśli ktoś się boi takiej władzy… W latach 80. ludzie bali się wojny! Część ludzi pamiętało drugą wojnę światową… A teraz? Kogo oni się boją?

Może przestaliśmy być odważni, może to kobiety są teraz najodważniejsze.

Siłę kobiet uświadomiłam sobie, gdy sama urodziłam dziecko. Żyłam sobie wcześniej w jakiejś swojej bańce, dopóki nie dotknęło mnie codzienne życie, wymagania, wyzwania. Ale wiem doskonale, że ja i tak jestem uprzywilejowana, bo mam pracę, stabilizację i wspierającego partnera. Jak zaczęłam dostawać listy o prawdziwym życiu wielu Polek, to postanowiłam nie siedzieć bezczynnie, a być głosem dla tych, które nie są słyszane.

Kobiety często są wciśnięte do tej szuflady wstydu i strachu, bo to jedyna szuflada według mainstreamu, w której Polce będzie wygodnie. Jak się będzie bała i wstydziła, bo wtedy jest sterowalna w 100 proc.

A przecież kobieta, która się nie boi i nie wstydzi, jest najlepszym, co się może przytrafić nie tylko mężczyźnie, ale całemu światu (śmiech) Mężczyźni często są jednak zbyt słabi, żeby zobaczyć tę moc. Boją się czegoś, nie wiedzą do końca czego i zamiast uwierzyć, że mogą na tym zyskać, biją na oślep. To też znowu jest kwestia wychowania. Im też ktoś wmówił, że „baba“ jest głupia, emocjonalna, ma okres albo jest w ciąży etc. I fruwa od ściany do ściany. A kobieta odbija się od ściany do ściany, bo jest w klatce, również tej emocjonalnej. 

Co teraz się dzieje w polskich domach w kwestii przemocy domowej? Organizacje prokobiece biją na alarm. Ile się o tym mówi? Ale czy my będziemy o tym rozmawiać? Czy Reserved będzie z tego zadowolone?

Zgoda jest… Wolno nam rozmawiać, o czym chcemy. Rozmowy o wspólnocie nie mogą pomijać wspólnoty kobiet i spraw kobiet, prawda? Zwłaszcza teraz. A te rozmowy mówią o poczuciu wspólnoty.

Ok.  Sama współpracuję z Reserved, bo wspierają moją misję, jak to nazwałaś. Oni to rozumieją i idą za mną. Albo coś jest w moim stylu, albo się tego nie podejmuję.

Nie chcę być dodatkiem do scenografii, naginać się do sponsorów. Taką wolność daje mi YouTube.

Ale wyglądasz na szczęśliwą.

Takie poczucie wolności dał mi też rynek medialny. Okazało się dla mnie zaskoczeniem, że przestałam być w mediah niewidzialna. Rynek się o mnie upomniał. Przez 16 lat pracy w TVN nie było chętnych, by ze mną pracować, nie interesowały ich moje projekty, pomysły. Teraz co chwila ktoś coś proponuje. To jest przyjemne. Daje poczucie sprawczości.

Czujesz „kobiecą więź”, myślisz, że kobiety w Polsce się wspierają? Doceniasz kobiece relacje w swoim życiu?

Ja tak czasami sobie myślę, patrząc na dziewczyny, kobiety, które ze złością nazywają inne kobiety aborterkami, okrutnymi, morderczyniami, że ja tam czuję jakiś żal przykryty gniewem, furią.

Dziewczyno, kobieto! Ja bym Cię tak posadziła przed sobą, przytuliła mocno i wiem, że ty byś za 15 minut powiedziała coś innego. Myślę, że potrafię porozmawiać z drugą kobietą i zobaczyć, co tam stoi za tym, co robi Kaja Godek. Jaki jest prawdziwy motyw.

Ponoć starego misia na sztuczny miód się nie da nabrać…a ja jestem właśnie starym misiem. Mam za sobą tyle spotkań z drugim człowiekiem, że czasem wystarczy, że popatrzę i już wszystko wiem.

95 proc. polskich domów jest przykrytych czapami pozorów.

Zaglądam często podczas spacerów ludziom w oczy, zgaduję, czy są smutni, czy weseli. My, Polki, wyglądamy na wiecznie zmartwione. Ile smutnych rzeczy musimy przerabiać, że tak wyglądamy. “Kobieta w Polsce” to nie brzmi dumnie. Sama czułam się splątana, czułam niemoc na wielu płaszczyznach, po latach zdałam sobie z tego sprawę. To jest takie uczucie jakby odcinania sznurków, które cię unieruchamiają. I te sznurki się nie kończą, tego jest tak dużo.

Kobiet dotyczy wiele tematów tabu: wieku, porodu, okresu połogu, poporodowe, śmierci, potrzeb seksualnych, menopauzy, starości…

Pod moją rozmową z Agnieszką Maciąg – a rozmawiałyśmy o menopauzie – pojawiło się sporo komentarzy od kobiet na temat wyglądu Agnieszki, że “jest wyznawczynią naturalności, a sama jak wygląda?”. Zapytałam ją kiedyś o to, a ona podsumowała tylko, że w tej kwestii też powinna być absolutna wolność i brak oceniania. Kobiety nie dają sobie prawa do decydowania o sobie, mamy tendencję do krytykowania decyzji innych kobiet. Z kolei ocenianie drugiej kobiety jest działaniem na szkodę nas wszystkich, bo na tym bazuje patriarchat… Nie podcinajmy sobie skrzydeł, wspierajmy się, dodawajmy odwagi, chwalmy swoje osiągnięcia ale i te swoich koleżanek. Moja mama nauczyła mnie, że nic z nieba nie spada, że mówienie, że się coś udało, odbiera nam sprawczość. Zrobiłyśmy to! Ciężko pracowałyśmy, to mamy!  My sobie same odbieramy tę sprawczość, postponując swoje osiągnięcia nawzajem, albo bojąc się pochwalić samą siebie. A obie wiemy, że kobiety w Polsce pracują cholernie ciężko. 

Na szczęście po 40-tce coraz więcej rzeczy masz w dupie. Coraz mniej interesuje mnie, co ktoś o mnie pomyśli, bo już wiem, że dla mnie samej nie ma to żadnego znaczenia. Robię swoje. 

Rozmawiała: Marta Jerin
Zdjęcia: archiwum prywatne
Filmy: Magda Mołek, „W Moim stylu”
Materiał powstał przy współpracy Reserved i kampanii Togetherness

TU I TERAZ