Minister rolnictwa zapowiada, że zabroni organizacjom interwencyjnych odbiorów zwierząt
Ustawa o ochronie praw zwierząt obowiązuje w Polsce od 25 lat. Nie jest idealna i zapewne większość organizacji, które zajmują się zwierzakami, chętnie zaproponowałaby swoje poprawki, nie zmienia to jednak faktu, że była krokiem milowym i pozwoliła, chociaż trochę poprawić los tysięcy zwierząt.
Minister rolnictwa postanowił, że pora na zmiany. Dlaczego? Uważa, że są organizacje, które 'dla zysku’ podbierają rolnikom zwierzęta. Zły stan zdrowia czy zaniedbanie są natomiast jedynie 'pretekstem’ do takich kradzieży. Taką wypowiedzią Kowalczyk sugeruje zatem, że zwierzęta wcale krzywdzone nie są, co jest absurdem, ponieważ organizacje mogą wejść na teren i odebrać stworzenie, gdy są ku temu podstawy i dowody. A sprawy trafiają do prokuratury, więc wszystko odbywa się zgodnie z prawem.
Skończymy z odbieraniem zwierząt rolnikom przez różne organizacje, które czasem robią to tylko z chęci zysku. Takie uprawnienia będzie miała tylko Inspekcja Weterynaryjna – Henryk Kowalczyk.
Hubert Kaczmarek z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w rozmowie z TVN24 tłumaczy, że tymczasowy odbiór zwierzęcia 'poprzedzony jest decyzją wójta, burmistrza, prezydenta miasta’, a organizacja 'tylko zawiadamia’ o sytuacji. Minister Kowalczyk zapowiada, że pora z tym skończyć, a obowiązki ochrony zwierząt zostaną przejęte przez władze.
❌ Nie pozwolimy na demontaż systemu ochrony zwierząt w Polsce! Będziemy walczyć w Sejmie z propozycją PiS na całkowite pozbawienie organizacji społecznych możliwości dokonywania tzw. odbiorów interwencyjnych. Wiele zwierząt tylko dzięki temu żyje, a ich oprawcy zostali ukarani. pic.twitter.com/HxtuJFL8s7
— Małgorzata Tracz (@GoTracz) December 13, 2022
Bez zgody samorządu organizacje nie mogą nic zrobić. Równolegle zawiadamiana jest prokuratura, sprawa trafia do sądu, dopiero prawomocny wyrok pozwala na stałe odebrać zwierzę właścicielowi – czytamy w artykule TVN24.
Na zapowiedź ministra mocno zareagowało całe środowisko, które od lat zajmuje się ratowaniem katowanych, bitych i zaniedbanych zwierząt. Organizacje ujawniają, że każda z nich dziennie dostaje kilkanaście zgłoszeń do głodzonych i bitych psów, czworonogów przywiązanych na łańcuchu do budy (lub czegoś, co ją przypomina), które nie mają zabezpieczenia przed mrozem i śniegiem, a często nawet dostępu do wody. Zwierzęta bez organizacji pożytku publicznego będą konały – mówi Norbert Ziemlicki z Fundacji Centaurus.
Kowalczyk zapowiedział, że prawo do wejścia do gospodarstw będzie miała tylko Inspekcja Weterynaryjna. Biorąc pod uwagę, że inspekcja już teraz nie radzi sobie z obowiązkami (z powodu niedofinansowania) i to, jak wiele zgłoszeń trafia do organizacji, możemy przygotować się na katastrofę.
Nie mam żadnych wątpliwości, że to jest oko do elektoratu, tylko do jakiego elektoratu? Zastanówmy się, komu ten przepis przeszkadza. Tak naprawdę tym, którzy traktują niehumanitarnie swoje zwierzęta, którzy znęcają się nad nimi dla przyjemności albo dla zysku. Uczciwi właściciele zwierząt się nie boją, że ktoś przyjdzie i im zabierze zwierzęta. Inspekcja weterynaryjna jak każdy urząd działa od godziny 8 do 16, a nad zwierzętami sprawcy znęcają się nie tylko w godzinach pracy. Wielokrotnie to są nocne interwencje i interwencje w weekendy – mówi pełnomocniczka fundacji VIVA! Katarzyna Topczewska.
Tutaj możecie podpisać petycję przeciwko zlikwidowaniu prawnej ochrony zwierząt w Polsce.
Tekst: AC
Zdjęcie: OTOZ Animals /Facebook