Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Młody Osa – odmieniec niepasujący do rapu

Są w polskiej muzyce zjawiska, które trudno sklasyfikować i jednoznacznie ocenić. Pojawiają się w odmętach internetu i czasami wypływają na powierzchnię, dając o sobie znać. Niektórym z nich warto się przyjrzeć bliżej – to przypadek Młodego Osy.
.get_the_title().

O postaci kryjącej się pod pseudonimem Młody Osa wiemy niewiele. Pochodzi z Wrocławia i reprezentuje tamtejszy label Third Eye. Blisko dwa lata temu, w połowie 2016 roku, w sieci regularnie zaczęły pojawiać się nagrywane przez niego numery, a 28 marca tego roku na rynku ukazał się debiutancki album rapera – „Poznaj Osę”. Znajdziemy na nim 13 utworów, które klimatycznie łączy kipiąca z nich mizantropia, niechęć i brud podane w gatunkowym miksie i regularnie psychodelicznej formie. Młody Osa jest też amatorem ciężkich używek i chyba regularnie tworzy pod ich wpływem, co skutkuje przedziwną mieszanką rozpaczliwego skowytu narkomana na głodzie i banalnie prostych, często łudząco do siebie podobnych motywów muzycznych. I chyba ten krzyk rozpaczy jest tu najbardziej intrygujący.

Raper robi wrażenie naćpanego artysty, który trafia na domówkę i – przekonany o swojej wielkości – deklamuje skrawki filozoficznych sentencji bez żadnego uzasadnienia. Skupia na sobie uwagę wszystkich, ale też wprawia ich w niewygodną konfuzję. Próbuje wejść w interakcję z pozostałymi uczestnikami zabawy, co owocuje szeregiem kłopotliwych sytuacji i ścianą niezrozumienia.

Młody Osa jest właśnie takim kłopotliwym gościem. Na hiphopowej domówce przedstawia się albumem „Poznaj Osę”, tyle że zamiast dostać propsy może liczyć jedynie na zdawkowe „ciekawe”. Bo tego albumu nie da się ocenić pozytywnie. Jest w nim ogrom niedociągnięć, nastoletniego, niedojrzałego krzyku – o tyle niebezpiecznego, że cały czas wołającego o narkotyczne wizje i dokumentującego depresyjne stany autora. Artykułowane przez niego strzępy myśli może i skutkują kilkoma ciekawymi linijkami, giną one jednak w bezładnej masie infantylnych porównań, częstochowskich rymów bądź kompletnym lekceważeniu słuchacza i swojej twórczości:

„Moje płuca przeszył dym, znów stoję, kaszlę sobie
Coś tam śpiewam sobie
Ej mała, zapomniałem rymu, kolejny zaginął gdzieś w otchłani mojej głowy
Może w twojej też, może gdzieś tam jest
Morze głębokie i w nim tonę gdzieś w krainie tej zmyślonej z mojej wyobraźni”
– to fragment utworu „Swimming”.

Efektem połączenia przeciągniętego, lekko skowyczącego i zniekształconego efektami wokalu z gitarowym riffem czy elektronicznym brzmieniem jest jednak pewna intrygująca energia. Forma nadaje temu mocno anarchiczny charakter, któremu bliżej do punkrockowego ducha wszechobecnego nieładu niż do mocnego, stylowego i charakternego płynięcia po bicie. W utworze „Chcę umrzeć hipisem” Osa w prostej linii odwołuje się z kolei do stylu życia kojarzonego z ruchami hipisowskimi z lat 60. (narkotyczne wizje, anarchia i bunt przeciwko wszelkim zasadom), jednak bez charakterystycznego dla tamtych czasów ideologicznego podszycia. W kolejnych utworach Osy możemy usłyszeć o braku sympatii do świata, siebie i otaczających go realiów. Osa jest nieszczęśliwy, o czym wspomina wielokrotnie. Tęskni za narkotycznymi wizjami i ogarniają go stany depresyjne, z którymi próbuje się rozprawić właśnie za pomocą muzyki.

Jeśli już spróbujemy przyporządkować to gatunkowo, co będzie posunięciem nieco wymagającym, z pewnością odnajdziemy tu elementy horrorcore’u, psychorapu czy rockowej psychodelii. Do tego kociołka możemy jeszcze dorzucić emo rap. Z jednej strony brzmi to jak nagrany od niechcenia zapis kilku mocniejszych „lotów” spowodowanych dragami. Z drugiej jednak, ta nieuporządkowana i chaotyczna forma współgra z lekceważącym, onirycznym i nieprzyjemnym wokalem Osy. Wersy, które rzuca od niechcenia często wydają się bezsensowne, to luźne myśli zlepione na siłę w jedną całość. Momentami może to przywodzić na myśl pierwsze, mocno niedociągnięte technicznie i technologicznie nagrania rodzimych hiphopowców z drugiej połowy lat 90. Ale pamiętajmy, że to początki rapu w Polsce, nagrywanie na kasety przez mikrofon wbudowany w radiomagnetofon, inne realia gospodarcze i technologiczne naszego kraju. Ponad 20 lat później pewnych niedociągnięć usprawiedliwić się nie da. Być może niektórzy znajdą coś w jego tekstach, obdarzą twórczość Młodego Osy aprobatą i poproszą o więcej – widać to zresztą po wyświetleniach na YouTubie i komentarzach. Być może kolejne jego utwory zyskają więcej szlifu, stylu i sensu. Wtedy może stać się całkiem ciekawą postacią.

Jednak póki co Młody Osa bardziej przypomina odmieńca, który nie potrafi dogadać się z gośćmi z domówki.

Tekst: Jacek Słowik

TU I TERAZ