Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Nie ma planety B – wywiad z Aretą Szpurą

Spotkanie z Aretą to właściwie nie wywiad tylko rozmowa, bo łączy nas wspólny cel – chcemy żyć na zdrowej planecie i korzystać z dóbr, które nam daje. Co możemy zrobić, żeby tak było? O metodzie małych kroków i o tym, że warto wciąż dzielić się swoją wiedzą z innymi rozmawiam z Aretą Szpurą, dla której truskawka to piękny podarunek od ziemi, a nie coś, co nam się należy.
.get_the_title().

Justyna Skowron: Nie bój się, w tej lemoniadzie jest papierowa słomka!

Areta Szpura: No właśnie, a już się przestraszyłam!

Areta, to nie pierwsza Twoja rozmowa o problemie z plastikiem i zero waste. Śledzisz temat od dawna i obserwujesz jak podchodzą do niego ludzie. Widzisz zachodzące zmiany?

Na pewno. Każdego dnia się budzę i tak naprawdę staram się nie sprawdzać telefonu od razu jak wstanę z łóżka, ale codziennie są coraz lepsze newsy. To strasznie nakręca do dalszego działania, bo widzę, że właściwie każdy udostępniony link, każdy post na Instagramie, każda osoba z którą porozmawiam czy barman którego zaczepię i wytłumaczę, o co chodzi – to się niesie.

To jest taki cel ponad nas wszystkich, łączący, nie dzielący nikogo. Nie ma osoby, która nie chce dobrze.

Większość ludzi po prostu nie wie, że źle robi, więc jak już przekaże się im wiedzę na ten temat, ludzie naprawdę działają. Dostaję dziennie tyle wspaniałych wiadomości czy zdjęć i myślę sobie, że to jest taki efekt kuli śniegowej. Ktoś to zaczął, ja podłapałam, puszczam to dalej, a każda kolejna osoba robi to samo. Ciężko też o tym nie gadać ze znajomymi, idziesz gdzieś i mówisz “hej, może nie bierzcie słomki” – to jest trochę magia.

Ja mam wciąż mieszane uczucia. Kiedy jestem w sklepie i zwracam uwagę na ludzi – weźmie foliówkę, czy nie weźmie? I kiedy już każdy przychodzi do Biedronki ze swoją torbą, to pani w warzywniaku pakuje mi jedną cukinię w reklamówkę, a potem dowiaduje się, że osoby z najbliższego otoczenia nie segregują śmieci.

To będzie pewnie kwestia zmiany pokolenia. Nasze babcie nie używały plastiku, a potem on przyszedł i zalał nas wszystkich. Ja do tej pory kojarzę historię, jak moja mama i jej rówieśnicy jarali się że mają reklamówki foliowe i zamiast plecaków nosili je do szkoły, bo to było COOL. Nie można się poddawać i za każdy razem trzeba powiedzieć takiej osobie o problemie, bo ona może tego nie wie. Chciałabym doprowadzić do takiego momentu, kiedy chodzenie z plastikową siatką czy kubkiem będzie obciachem. Taki public shaming robi robotę.

No właśnie, to nasze babcie mogłyby być największymi konsumpcjonistkami, bo kiedyś nie było nic, a moja babcia przynosząc na święta ciasto, pakuje je od lat w ten sam kartonik. Kiedyś też trwałość rzeczy była zupełnie inna. Czy to nie tak, że w tym tkwi problem?

Oczywiście, za czasów naszych babć rzeczy były trwałe. Najlepszym przykładem są sprzęty AGD. Teraz kupujesz sobie blender, który po roku się psuje, a ja mam u rodziców blender Katarzyna, który ma 30 lat i działa zajebiście – okej śmierdzi trochę gumą, ale naprawdę działa bez zarzutów. Ludzie powoli przestają chcieć mieć jak najwięcej rzeczy, więc i producenci będą musieli zmienić system działania. Tutaj znów dużo zależy od nas, bo ciężko jest naprawiać, dużo łatwiej jest kupić coś nowego, to jest tańsze niż naprawianie.

No tak. Dziura w skarpecie? Wyrzucamy i kupujemy nowe!

Oczywiście, bo nikomu się nie chce cerować i to jest trochę moje zadanie, żeby pokazać, że cerowanie jest cool, że to fajnie poświęcić chwilę i zacerować rozprutą rzecz. Sama złapałam się na tym, jak na planie zdjęciowym podarła mi się spódniczka i pierwsza moja myśl, przysięgam, była – kupię sobie nową! Potem pomyślałam “ty hipokrytko!”. Hej, dasz radę! Sama nie potrafię tego dobrze zrobić, ale poszłam do mamy, zszyła to tak że wygląda teraz jak Acne. I jest nawet fajniejsza niż wcześniej, bo nie przypomina każdej przeciętnej spódniczki. Na szczęście mam wrażenie, że taka chęć kupowania i posiadania mija. Kiedyś jak pojawiał się nowy iPhone, to każdy go miał. Teraz ja mam 6, a w moim otoczeniu nikt wcale nie ma X. Ludzie coraz bardziej rozumieją, że rzeczy ich nie określają. Nachapaliśmy się i mamy ich nadmiar, a teraz próbujemy w drugą stronę. Minimalizm staje się modny, a pojęcie luksusu w ten sposób naturalnie się zmienia.


Czyli to kwestia przestawienia myślenia? Powiedziałaś w jednym z wywiadów że właściwie nie zero waste tylko less waste. Co to dla Ciebie znaczy?

Z zero waste i less waste chodzi o to, że ja sama nie jestem w stanie nie produkować śmieci i znowu nie chcę być hipokrytką, ale takie bycie zero jedynkowym jest ciężkie i mam wrażenie, że wielu ludzi odrzuca.

To jak zacząć z less waste?

Małymi krokami. Jakby ktoś mi powiedział „słuchaj, od tej sekundy nie możesz wyprodukować ani jednego śmiecia”. No to o czym myślę? O śmieciach! Nasz mózg nie słyszy słowa „nie”. Bardzo łatwo się zniechęcić. Ja po jednym dniu powiedziałabym pewnie – odpuszczam, za dużo stresu! Ale jak sobie pomyślę, że może w tym tygodniu będę ze sobą nosiła wielorazową butelkę do wody, za tydzień torebkę na zakupy, a potem woreczki na sypkie produkty, bo wracając do domu, jeśli nie chcesz kupić całej łubianki truskawek, musisz je w coś przesypać. Satysfakcja z tego jest olbrzymia.

Opowiadałaś o tej postawie już wiele razy ale mam wrażenie że trzeba to powtarzać i toczyć tę śnieżną kulę, o której wspomniałaś.

Dokładnie.

Chodzi o tę mikroskalę i te małe kroki, w tym jest siła.

Jakbyśmy siedzieli i czekali aż np. drogerie (Rossmann) wprowadzą bambusowe szczoteczki moglibyśmy się nie doczekać. Ale zrobiło się teraz tak głośno w temacie plastiku i jest na to takie zapotrzebowanie, że pewnie to zrobią i to niedługo. Poza tym codziennie spotykam osoby, dla których nie jest oczywiste, że chociażby można pić wodę z kranu. Ostatnio wchodziłam do metra i zobaczyłam pana, który niósł te wielkie 5-litrowe butelki z wodą. Podeszłam i zapytałam, czy wie że w Warszawie woda z kranu jest zdatna do picia. Był w szoku! Gadaliśmy z 10 minut i podziękował mi. Czułam, że nie kupi następnym razem tej wody i że zaoszczędziłam mu noszenia, kasy, wysiłku. Odszedł z olbrzymim uśmiechem na twarzy. To taka malutka rzecz, ale codziennie możesz taką zrobić i jestem przekonana, że jak ktoś ma taki dobry nawyk, to podzieli się z tym ze swoimi znajomymi.

Ale chyba nie każdy tak pozytywnie reaguje, kiedy zwraca mu się uwagę?

Tak, dlatego zwykle w barze czy restauracji nie przeszkadzam ludziom przy stolikach, tylko gadam z barmanami, zamawiając sobie drinka i mówię, że poproszę bez słomki. Niektórzy mówią „tak, tak, wiem”, a niektórzy „hej, a dlaczego?”. I wtedy wywiązuje się dyskusja.

there’s hope! #theresnoplanetb

Post udostępniony przez Areta Szpura (@areta)

No właśnie. Ostatnio mocno walczysz ze słomkami, może powiedzmy co jest z nimi nie tak?

Słomka jest czymś totalnie niepotrzebnym. Rozkłada się, tak jak inne plastiki, 400-1000 lat, a poza tym jest tak mała, że nie da się jej recyklingować. Od razu ląduje w oceanach. Wiesz, co powiedział mi jeden z organizatorów Restaurant Week? Że w podręczniku do marketingu dla restauratorów z lat 90. jest napisane, że jak masz dwie słomki, wypijesz drinka szybciej. I to jest prawda. To są takie triki – jak zrobić najwięcej kasy. Alternatywą jest oczywiście inny materiał. Jestem na etapie rozmów z jedną z firm o wprowadzeniu słomianych słomek. Tak trzeba o tym myśleć. Oni zarobią, a środowisko na tym nie straci. Nie chcę mieć tylko utopijnej wizji świata, bo rozumiem, że żyjemy w kapitalizmie, próbuję zrozumieć zasady, którymi się to rządzi i wiedzieć, jak je zhakować, żeby ludzie którzy np. nie są empatyczni, nie interesuje ich los planety, też chcieli to zmienić, bo będzie im się to opłacało. Myślę, że w tym jest siła.

Teraz jest chyba dobry moment dla producentów? Nasz poprzedni artykuł o plastiku wywołał wiele komentarzy. Komentujący wskazywali mi, że problem z plastikiem zmniejszy się kiedy producenci wyjdą naprzeciw i zaczną produkować inne opakowania.

Totalnie. Dlatego serio wierze, że this will happen very soon i nie będziemy musieli się stresować i martwić o planetę, tylko będziemy mogli sobie zwyczajnie ŻYĆ. Każdy będzie się spełniał zawodowo i żył szczęśliwie bez szkody dla środowiska. O tym właśnie marzę, żeby to nie było po naszej stronie, po stronie konsumenta, tylko odwrotnie i że kiedy wchodzę do sklepu, to wszystko tam jest dla nas i dla planety okej. Nie ma wyboru między czymś eko i nie, bo wszystko jest okej. Rozumiem ludzi, którzy nie zastanawiają się na zakupach, bo np. przy trójce dzieci też pewnie bym tego nie robiła, stąd takie marzenie. Unia Europejska na szczęście działa i na 2019 rok ustawiła limity wytwarzania plastiku. Teraz producenci muszą zacząć działać. To oni są odpowiedzialni za to, jak ich produkt skończy, a więc to w ich interesie jest zadbać, żeby jak najdłużej żył, potem jak najlepiej dało się go przetworzyć i w najlepszym wypadku użyć ponownie.

Post udostępniony przez Areta Szpura (@areta)

A czy szybkie życie jest przeszkodą? Tak jak powiedziałaś, nie każdy na zakupach się zastanawia. Jak Ty sobie z tym radzisz?

Chodzę przygotowana. Super jest po prostu zwolnić, czego ja ciągle się uczę, bo nie samą praca człowiek żyje i fajnie jest czasem usiąść i popatrzeć się na kwiatki. Mam swój plecak biwakowicza, w którym zawsze noszę butelkę na wodę, metalowe sztućce, kubek na kawę. Wtedy nie mam już wymówki. Jeśli chodzi o zakupy, można redukować zużycie plastiku, wybierając produkty na wagę albo w szkle oraz te w większych opakowaniach, zamiast kilka razy kupować ten sam produkt w mniejszym.

A masz jakieś najnowsze odkrycia związane z walką z plastikiem? Sama dopiero ostatnio zorientowałam się, że kupując papier toaletowy w rolkach, można oszczędzić trochę plastiku.

Tak! W Biedronce jest taki papier. Oczywiście, ja też cały czas się uczę. Po pierwsze każdego dnia ktoś odkrywa coś nowego, a po drugie to taka wiedza, której nie mamy od podstawówki, więc w tym tygodniu dowiedziałam się np. że nie trzeba myć opakowań, żeby je segregować. Do niedawna myłam wszystkie butelki po sokach.

Kiedyś powiedziałeś że nie wiesz, co będziesz robiła, a osiągnięcie celu jest najmniej ważne. Ale jakiś cel masz na pewno. Save the planet? To Twój cel?

Ziemia ma się dobrze, to my, żeby przetrwać musimy sobie przypomnieć, że nie jesteśmy tu najważniejsi i nie jesteśmy władcami. Używajmy sobie tych ziemskich zasobów, ale z głową i szacunkiem. Cieszmy się tym, że jesteśmy na tyle rozwinięci, że możemy iść gdziekolwiek, żeby coś zjeść i tyle zrobić ze swoim życiem. Chciałabym, żeby tak zwyczajnie każdy mógł sobie spacerować, pić lokalną lemoniadę ze szklanej butelki, bez słomki i bez zmartwień o naszą planetę. Wierzę, że to jest możliwe.

TU I TERAZ