MDMA i magiczne grzybki mogą uratować twój związek?
Ekspert w dziedzinie zdrowia i etyki na Yale University Brian D. Earp oraz dyrektor Uehiro Centre for Practical Ethics na Oxfordzie Julian Savulescu w swojej książce „In Love Drugs: The Chemical Future of Our Relationships” wykazali, w jaki sposób legalne i nielegalne substancje chemiczne mogą poprawić nasze relacje z najbliższymi. Badacze od lat przyglądają się bliżej lekom psychodelicznym i ich roli w leczeniu takich zaburzeń psychicznych jak depresja, lęk czy zespół stresu pourazowego. Earp mówi o grupie tzw. narkotyków miłosnych, którymi są głównie selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny, stosowane obecnie w leczeniu depresji. Istnieją dowody na to, że wpływają one na „romantyczną neurochemię mózgu”. Robią to jednak w sposób, który nadal nie jest w pełni znany i rozumiany. Obecnie trwają badania nad nowym wykorzystaniem popularnych substancji. Jedną z nich jest oksytocyna, zwana również hormonem bliskości. Odpowiada ona za m.in. zaangażowanie emocjonalne między ludźmi i zacieśnianie intymnych więzi. Co powiecie na jej powszechną dostępność w postaci sprayu do nosa? Największe kontrowersje wzbudza jednak wykorzystanie w terapiach miłosnych takich związków chemicznych jak np. MDMA (będące kluczowym składnikiem ecstasy) oraz psylocybina (alkaloid psychodeliczny występujący w „magicznych grzybkach”). Badania kliniczne z wykorzystaniem tych substancji dotyczą obecnie leczenia poważnych stanów psychicznych, w tym zespołu stresu pourazowego i depresji (szerzej pisaliśmy o tym tutaj). Co ciekawe, ich pozytywny wpływ na nastrój nie jest żadną rewelacyjną nowością.
MDMA było w latach 70. i 80. XX wieku stosowane przez terapeutów, zanim na stałe podbiło kulturę rave.
Wówczas ich wykorzystywanie wiązało się ze społecznych sprzeciwem, a teraz coraz częściej mówi się o nich jako o substancjach mających zwiększyć spójność międzyludzką. Aby jednak uzyskać korzyść ze stosowania środków psychodelicznych, konieczny jest nadzór doświadczonego specjalisty. W przeciwnym razie możne to przysporzyć więcej szkód niż pożytku.
Biologiczna zdolność do odczuwania miłości zależy nie tylko od aktywności poszczególnych struktur mózgowych, ale i ewolucyjnych potrzeb reprodukcyjnych, które odziedziczyliśmy po naszych przodkach. Pomaga to w tworzeniu długoterminowych związków. Właśnie ze względu na to, że miłość to właściwie czysta chemia, można ją „ulepszyć” w różnych wymiarach.
Związek dwojga ludzi to mieszanina serotoniny, oksytocyny i innych hormonów, które można uzyskać w warunkach laboratoryjnych.
Pomysłodawcy idei psychoterapii poprzez psychodeliki uważają, że taka dawka hormonów miłości może podkręcić temperaturę w związkach, które popadły w stagnację, nudę i brak pociągu seksualnego. Pomysł ten nadal wywołuje sporo kontrowersji, szczególnie w środowiskach konserwatywnych i religijnych. Powszechna dostępność „miłosnych leków” wydaje się być kwestią kolejnych paru lat. Do tego czasu konieczne będzie wytyczenie pewnych standardów etycznych oraz prawnych ich stosowania.
Tekst: PKW