Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Pamiętacie 'Rodzinę Soprano’? Sprawdzamy, jak zestarzał się kultowy serial (i dlaczego świetnie)

Mnogość konwencji, genialnie dobrani aktorzy, zwroty akcji wbijające w fotel. Wspominamy dzieje Tony'ego i spółki na tle tak prężnego, współczesnego rynku serialowego.

Dwie pierwsze dekady XXI wieku to niewątpliwie czas, w którym w popkulturze królowały seriale. Z pobocznej rozrywki śledzenie ulubionych serii (i wyczekiwanie na ich kolejne sezony) stało się wręcz częścią stylu życia, w co ogromny wkład miał prężny rozwój platform streamingowych, takich jak Netflix czy HBO GO. Ogromne, inwestowane w nowe produkcje środki, staranne badania rynku czy kampanie marketingowe z kosmicznymi zasięgami sprawiły, że gigantom udało się zawładnąć masową wyobraźnią w podobnej skali, jak niegdyś uczyniła to hollywoodzka Fabryka Snów. Coraz częstsze nominacje netflixowych produkcji do Oscara – vide 'Irlandczyk’ – wskazują nam tu zresztą symboliczną historyczną paralelę w przekazywaniu pałeczki.

Wspomniany film Martina Scorsese stanowi doskonały tematyczny punkt wyjścia do tych luźnych rozważań, ponieważ postanowiliśmy zanurzyć się dziś w estetyce mafijno-gangsterskiej i sprawdzić jak na tle bardzo bogatej oferty najlepszych współczesnych seriali utrzymanych w tym duchu prezentuje się kultowa 'Rodzina Soprano’ (z lat 1999-2007). Konkurencja w walce o tron jest przecież potężna, wystarczy wymienić 'Zakazane Imperium’ (2010-2014) z fenomenalną rolą Steve’a Buscemiego i plejadą wybitnych postaci pobocznych, 'Prawo ulicy’ (zaledwie 3 lata starsze od 'The Sopranos’, bo z lat 2002-2008) z legendarnymi bohaterami pokroju Omara czy choćby 'Peaky Blinders’, 'Gomorrę’ i wiele innych.

I, cóż, uprzedzając wypadki, zapoczątkowany jeszcze w XX wieku obraz Davida Chase’a, podobnie jak w swoich estetykach 'Miasteczko Twin Peaks’ czy 'Królestwo’, wciąż zwycięża w starciu z młodszą, doskonałą przecież konkurencją, dzierżąc palmę pierwszeństwa w kategorii: 'najlepszy okołomafijny serial w historii’. Oto kilka kluczowych powodów, dla których zapraszamy do ekranowego New Jersey nawet bardziej niż do Baltimore czy Atlantic City.

Rola Jamesa Gandolfiniego zasługuje na wszystkie możliwe nagrody filmowe świata.

Głębia psychologiczna postaci – level Tony Soprano

James Gandolfini. Sposób, w jaki ten, nieżyjący już niestety, amerykańsko-włoski aktor zbudował postać Tony’ego Soprano, mafijnego bossa, wokół poczynań którego kręci się fabuła serialu, zasługuje na wszystkie możliwe nagrody filmowe świata. Gdyby chcieć wyznaczyć jakąś przydatną do takich porównań skalę złożoności psychologicznej postaci, by umiejscowić na niej Gandolfiniego w przedziale 1-100, jej punktami krańcowymi mógłby być ze strony lewej (1) rzucający zapytanie ’Gdzie jest chleb?’ głodny bohater 'Klanu’, zaś z prawej (100) właśnie sam Gandolfini.

Bo jak pogodzić konieczność bycia panem życia i śmierci z trawiącą od środka depresją zwalczaną poprzez leki i terapię, jednoczesny seksoholizm i traumatyczną relację z matką z silną potrzebą opieki nad własną rodziną, a ponadto impulsywność i napady paniki, mimo generalnie dobrego serca, w tym troski o zwierzęta, gdy trzeba przecież trzymać w ryzach mafijny światek, w którym jeden dzień spokoju byłby dniem straconym?

A i to zaledwie krótki wstęp do tych ’50 twarzy Tony’ego’.

Paulie, Silvio, Junior... Wymieniać wybitne role drugoplanowe można tu bez końca.

Kapitalnie dobrani aktorzy, czyli mistrzowie pierw..., no dobrze, drugiego planu

Niewiele jest seriali, w oparciu o które można by stworzyć dwucyfrową liczbę spin-offów (w stylu bazującego na potędze 'Breaking Bad’ 'Better Call Saul’), mając gwarancję, że każdy z nich, skoncentrowany wokół losowo wyciągniętej z serii postaci, nie będzie odcinaniem kuponów tylko pasjonującą historią. Bohaterów, którzy w dowolnej innej produkcji z marszu mogliby liczyć na pierwszy plan, w 'The Sopranos’ przewija się bez liku.

Żeby nie spoilować zbytnio osobom, które tej historii nie znają, ograniczymy się wyłącznie do najogólniejszych cech. Wśród najbliższych Tony’emu mafiozów mamy więc lekko roztrzepanego, budzącego ciepłe odczucia Pauliego (Tony Sirico), zdystansowanego i wykalkulowanego Silvio (Steven Van Zandt) czy poszukującego swojego miejsca i ciągle wpadającego w tarapaty Christophera (Michael Imperioli). Sympatykom serialu nie trzeba też przedstawiać takich postaci jak Junior, Pussy, Bobby, Ralph czy Vito. Druga oś fabularna to życie rodzinne i relacje z żoną (Carmela), matką (Livia) i siostrą (Janice). Świetnie spisują się też dzieci (AJ i Meadow), które z każdym sezonem dorastają na oczach widzów, co znajduje swoje wiarygodne odbicie w fabule. I wreszcie creme de la creme, czyli sesje u psycholog Jennifer Melfi, dodające całości swoistej meta-narracji. Mało? To tylko zalążek wybitnych ról, bo są jeszcze przecież Furio, Phil Leotardo, Johnny Sack czy Tony Blundetto, a wymieniać wciąż można długo. Innymi słowy – aktorski kosmos.

Przedstawione w serialu sesje psychologiczne były tak dobre i wiarygodne, że doczekały się nawet branżowej aprobaty.

Zwroty akcji, popularyzacja wartości terapii, społeczny kalejdoskop przełomu lat 90. i 00.

Mając taki kapitał ludzki można pozwalać sobie na niestandardowe decyzje fabularne. W ich wyniku na widza po wielokroć czekają zaskakujące zwroty akcji, zaś bohaterowie, którzy, wydaje się, że są na tyle charakterystyczni, że będą 'wykorzystywani’ przez kilka sezonów, czasem swój udział w projekcie kończą, ekhm, dość gwałtownie. Innym bardzo ciekawym, nomen omen, zabiegiem są sesje psychologiczne głównego bohatera z lubującą się w psychoanalizie Doktor Melfi, będące dla widza okazją, by wejść do głowy Tony’ego i zrozumieć powody stojące za jego decyzjami, problemami, atakami paniki oraz wybuchami gniewu.

Nawet ze strony licznych terapeutów dopływały po emisji głosy o dużej wiarygodności przedstawionych na ekranie spotkań, ba, nie bez powodu 'Rodzinę Soprano’ określa się czasem jako ulubiony serial psychologów. Produkcja pod tym względem okazała się niezwykle pożyteczna społecznie, gdyż oswoiła i wyciągnęła na światło dzienne temat ogromnego znaczenia, jakie w przypadku problemów ma decyzja o skorzystaniu z terapii i pomocy ze strony kogoś wykwalifikowanego. Również przez 'twardzieli’. Fundamentem są, rzecz jasna, zwierzenia Tony’ego – fani stworzyli nawet listę ’najlepszych porad Dr Melfi’, uwaga, spoilery – ale i innym bohaterom na przestrzeni 6 sezonów zdarzało się skorzystać z podobnych form wsparcia. Nie można też zapomnieć o doskonałym scenariuszu, muzyce (’Woke Up This Morning” Alabama 3), bogatej symbolice (kultowe kaczki), antropologicznym zacięciu (uroczo odmalowane smaczki dotyczące asymilowania się mniejszości włoskiej z mieszkańcami Stanów Zjednoczonych) i uchwyconym jak w kalejdoskopie obrazie New Jersey przełomu lat 90. i 00., w tym z pobrzmiewającymi w tle, a wyznaczającymi swego rodzaju pokoleniowe doświadczenie, zamachami na wieże WTC. Ten świat po prostu tętni życiem i nieustanie chce się go poznawać.

Gatunkowy miszmasz w najlepszym wydaniu.

Mnogość konwencji

1. Czarna (i to humorem smolistym) komedia pełna zarówno spontanicznych i głupawych żartów sytuacyjnych (pamiętacie dowcipy o chińskim ojcu chrzestnym, łakomego księdza lub odcinek z uciekającym przez zaśnieżony las rosyjskim komandosem?), jak i misternie tkanych, inteligentnych dowcipów.

2. Dramat egzystencjalny o upadaniu na samo dno i sensie życia, o tym kogo, tak naprawdę, można uznać za człowieka złego, a kogo za dobrego, o tym na ile okoliczności determinują to, jacy jesteśmy i tak dalej.

3. Kryminał i film gangsterski, w którym trup ściele się gęsto, a brutalne mafijne porachunki, w tym walka o wpływy, pieniądze i autorytet, przedstawione są z pietyzmem godnym zwyrodnialców.

4. Przyjemne kino familijne obracające się wokół wspólnych obiadków, imprezek w ogrodzie oraz codziennych małych chwil szczęścia i trosk.

5. Obraz surrealistyczny utrzymany nieco w estetyce znanej z początkowych dwóch sezonów 'Miasteczka Twin Peaks’. Wyobraźnia twórców swoje apogeum osiąga tu w snach Tony’ego (ale nie tylko jego) pełnych symboliki i przedziwnych sytuacji (np. pamiętna ryba).

A i to zaledwie kilka z wielu form narracyjnych, z jakimi mamy styczność w 'Rodzinie Soprano’.

Sumując wszystko co powyżej, śmiało można stwierdzić, że ten serial wyprzedził swoje czasy. Fenomen 'The Sopranos’ polega na tym, że choć na pozór jest to lekki i przystępny tytuł gangsterski (trochę śmieszkowania, trochę brutalności, trochę namiętności), tak naprawdę to uniwersalna, wycyzelowana pod każdym względem i uzależniająca w formie przekazu opowieść o złożoności życia i ulotności wszystkiego co nas otacza. Z wykonawcami najlepszymi z możliwych. Los chciał, że spuentowana niestety dodatkowo w bardzo przewrotny sposób, gdyż James Gandolfini zmarł w wieku 51 lat w trakcie wakacji w… Rzymie (najprawdopodobniej) na zawał serca. Tutaj możecie poczytać, jak wspominają go przyjaciele i współpracownicy.

29 października swoją premierę w polskich kinach miał zaś film 'Wszyscy święci New Jersey’, nawiązujący do wydarzeń znanych z 'Rodziny Soprano’ i skupiony wokół młodości Tony’ego.

Co ciekawe – rolę dorastającego bossa odgrywa tu prawdziwy syn aktora, Michael Gandolfini, i choćby z tego powodu wszystkich fanów spragnionych dalszego (a ściślej: początków) ciągu tej historii zapraszamy przed duży ekran.

Tekst: Wojciech Michalski

KULTURA I SZTUKA