Widownia i zespół zamknięci w plastikowych kulach. The Flaming Lips pokazuje, jak koncertować w czasach pandemii
Wokalista The Flaming Lips, Wayne Coyne, występuje na swoich koncertach w dmuchanej, plastikowej kuli, tzw. space bubble, już od ponad dekady. To jego sposób na efektowne i bezpieczne surfowanie w tłumie. Na pomysł, aby zamknąć w niej nie tylko siebie, ale i innych członków zespołu, a nawet publiczność, wpadł podczas tworzenia rysunku. Najpierw naszkicował koncert jego zespołu z 2019 roku, podczas którego jest w swojej charakterystycznej kuli, a następnie koncert już w 2020 roku, gdzie nie tylko on jest w niej zamknięty, ale cała reszta uczestników – widownia i zespół.
Miał to być jego komentarz społeczny dotyczący pandemii. Nie sądził wtedy, że przyjdzie mu wypróbować ten kuriozalny eksperyment w rzeczywistości.
– Wydaje mi się, że nikt w połowie marca nie spodziewał się, że to wciąż będzie trwać osiem miesięcy później. Myślę, że wszyscy uważaliśmy, że to będzie miesiąc, może dwa, ale zamierzamy się z tym uporać – powiedział Wayne Coyne w wywiadzie dla CNN.
The Flaming Lips pierwszy raz zaprezentowali swój pomysł w maju, w talk-show „The Late Show with Stephen Colbert”.
Powodzenie tego przedsięwzięcia zachęciło ich do kontynuacji. – Od maja chęć zobaczenia koncertu na żywo stała się bardziej wzmocniona – powiedział Coyne. – Gramy kilka piosenek dla trzydziestu osób w bańkach i myślimy sobie: ”Cóż, skoro nam się udało, zaczynamy rozumieć, że to rzeczywiście może się wydarzyć”. Zaczęli więc przygotowania do większego koncertu w The Criterion w ich rodzinnym Oklahoma City, który odbył się w poniedziałek 18 października.
Koncert okazał się sukcesem, choć z przyczyn technicznych musiał być bardzo krótki. The Flaming Lips zagrali dwukrotnie dwa utwory dla kilkuset zamkniętych w bańkach osób. Jakie są wrażenia z takiego występu?
– Wszyscy byli tak cholernie podekscytowani, że zaczęli podskakiwać – wyjawił portalowi VICE jeden z uczestników. – Wszystkie te bańki podskakiwały w tym samym czasie, w górę i w górę, a potem odbijały się od każdego. To było szalone. Wiesz, to jest tak, jak kiedy jesteś pod wodą, ale nie tak głęboko. Spoglądasz w górę, w kierunku szczytu wody i możesz w pewnym sensie zobaczyć, że wszystko wygląda na trochę zniekształcone, ale naprawdę ładne, tak to wyglądało. [Dźwięk] brzmiał jakby był trochę zniekształcony lub jakby pod wodą, ale nie za bardzo, choć wystarczająco, by zwrócić na to uwagę. To znaczy, biorąc pod uwagę, że to The Flaming Lips, do ich utworów to pasuje.
Pandemia COVID-19 sprawiła, że koncerty musiały zostać odwołane albo przeniesione na live stream do sieci. Na całym świecie pozamykano hale, w których można było grać muzykę na żywo, a zespoły zrezygnowały z tras koncertowych.
Czy więc ten sposób koncertowania – zamknięcie uczestników w indywidualnych plastikowych bańkach – stanie się nową normą podczas pandemii?
– Ty jesteś ochroniony i oni są ochronieni… Pod tym względem to był prawdziwy sukces – mówił po występie frontman The Flaming Lips.
Tekst: Miron Kądziela