Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Dlaczego nie warto oglądać 'Framing Britney Spears’

'Framing Britney Spears' ma dużo wspólnego z filmami z żółtymi napisami, mniej – z solidnym dokumentem o kimś, komu być może dzieje się krzywda.
.get_the_title().

Głośny dokument 'Framing Britney Spears’, który niedawno emitowany był przez Canal+ Premium, dotyczy ubezwłasnowolnienia niegdysiejszej księżniczki popu. Dokumentuje rówież działalność ruchu #freebritney, który się wokół tego wytworzył – dwa lata temu fani artystki rozpoczęli bowiem własne śledztwo, które napędzał podcast 'Britney’s Gram’ (więcej o #freebritney pisaliśmy tutaj).

O co chodzi z tym ubezwłasnowolnieniem? Wszystko zaczęło się w 2008 roku Britney dwukrotnie przebywała na oddziale psychiatrycznym. Wtedy jej ojciec, Jamie Spears, złożył do sądu wniosek o tymczasowe ubezwłasnowolnienie, którego status został później zmieniony na trwały. Na mocy tych uprawnień mężczyzna ma prawo m. in. prowadzić w jej imieniu negocjacje biznesowe, sprzedawać jej własność czy kontrolować odwiedzających. Britney nie może prowadzić samochodu bez zezwolenia, a wszystkie jej zakupy są odnotowywane w specjalnym raporcie.

Ubezwłasnowolnienie Britney wzbudza oczywiście podejrzenia – w ciągu 10 lat wydała ona w końcu 4 albumy, linię odzieżową, linię perfum, odbyła 3 trasy koncertowe oraz była jurorką programu “X Factor”. Trudno więc powiedzieć, że nie jest w stanie zapanować nad swoim życiem.

Miliony, które wciąż lądują na koncie artystki, to niewątpliwie efekt ciężkiej pracy. Problem w tym, że 'Framing Britney Spears’ przypomina raczej film o fanatykach teorii spiskowych. Dobrym przykładem jest wspominany już podcast 'Britney’s Gram’ i jego autorki, które pojawiają się w dokumencie. Otóż działalność podcasterek polega na… odczytywaniu ukrytych wiadomości, które ubezwłasnowolniona Spears koduje na swoim Instagramie. W żadnym wypadku nie jest to poważne śledztwo; działalność 'Britney’s Gram’ przypomina raczej andrzejkowe lanie wosku – jeśli będziesz wpatrywać się odpowiednio długo, zobaczysz tam wiadomość, która jest do ciebie skierowana. Nawet jeśli tak naprawdę wcale jej nie ma. Jakie jeszcze sensacje mają do zaoferowania podcasterki? Kiedyś zadzwonił do nich ktoś, kto podawał się za asystenta prawnika, który pracował nad ubezwłasnowolnieniem, i powiedział, że artystka przebywa w szpitalu psychiatrycznym wbrew swej woli. Problem w tym, że źródła nie udało się zweryfikować – ani podcasterkom, ani 'New York Timesowi’, który jest producentem 'Framing Britney Spears’. Dokument w najlepszym wypadku składa się więc z niepotwierdzonych poszlak, a w najgorszym – z czystych domysłów.

Pamiętacie jeszcze Chrisa Crockera, emo-dzieciaka, który w 2007 roku stał się viralem dzięki filmikowi 'Leave Britney Alone’? To samo chciałoby się powiedzieć, oglądając 'Framing Britney Spears’. Choć ten film udaje, że jest poważnym dokumentem, w żadnym wypadku tak nie jest. Osoby, które w nim występują, próbują wpisać Britney w szerszy kontekst. W tym celu przywołują choćby aferę z Billem Clintonem i Moniką Lewinsky, dzięki której Amerykanie zaczęli mówić otwarcie o seksie. Tylko czy slut-shaming, którego doświadczyła wówczas Lewinsky, rzeczywiście jest na to dowodem? Opowiadają też o tym, że w teledysku do 'Baby One More Time’ ubrana w mundurek szkolny artystka świadomie gra swoją seksualnością. To z kolei jest raczej myśleniem życzeniowym – dokument nie zagłębia się w meandry produkcji teledysku, nie eksploruje choćby tego, dlaczego 18-letnia wówczas Britney ubrana jest w klipie tak, a nie inaczej. Może to nie jej pomysł, a producentów? Tego się nie dowiadujemy. Podobne pytania można zadawać w kontekście wielu innych wypowiedzi prezentowanych przez osoby występujące w dokumencie.

Gdzie kończą się fakty, a zaczynają opinie i interpretacje? Które domysły są uprawomocnione, a które należy włożyć między bajki?

Widz sam musi sobie odpowiedzieć na te pytania.

Dokument chce złapać za ogon zbyt wiele srok: mamy w nim i streszczenie kariery muzycznej Spears (której początki sięgają lat 90.), i przypomnienie tabloidowych skandali, i sprawę ubezwłasnowolnia. To wszystko na przestrzeni niewiele ponad 70 minut. Może i dałoby się o tym opowiedzieć w tak krótkim czasie, ale niewątpliwie wymagałoby to krytycznego podejścia do materiału. A tego zabrakło, czego dowodzi choćby wątek tabloidowy. Tabloidom nie da się odmówić zdolności do szybkiego formułowania zdecydowanych opinii, które często stają się wiodącym punktem widzenia. Media karmiły nas kolejnymi odcinkami historii o upadku księżniczki pop, a więc wczuwający się w los Britney Chris Croker budził wyłącznie rozbawienie.

Tymczasem oglądane dziś sceny pokazujące ścigających Britney Spears paparazzi mrożą krew w żyłach i trudno nie czuć empatii do artystki.

Można wręcz odnieść wrażenie, że to właśnie paparazzi – a konkretnie: ich zdjęcia, które są wynikiem śledzenia Britney przez całą dobę – dostarczyli materiałów, które umożliwiły sądowi ubezwłasnowolnienie piosenkarki. 'Framing Britney Spears’ nawiązuje do afery z Clintonem i Lewinsky, zapominając jednak o znacznie istotniejszym kontekście z tej samej dekady – księżnej Dianie, która w 1997 roku zginęła w wypadku samochodowym, uciekając przed paparazzi. Zamiast tego dokument oddaje głos… Danielowi Ramosowi, czyli fotografowi, któremu Britney rozwaliła kiedyś szybę w samochodzie parasolem. Ramos upiera się, że paparazzi mieli z artystką dobrą, a nawet symbiotyczną relację. – Były chwile, kiedy mówiła 'czy możesz zostawić mnie samą na jeden dzień’. Ale nie mówiła 'zostaw mnie samą NA ZAWSZE’ – mówi fotograf, komentując film, na którym Britney krzyczy do paparazzi… 'Zostawcie mnie w spokoju’. Oddawanie głosu hipokrytom z pewnością nie zbliża twórców dokumentu do przedstawienia zawiłej kwestii ubezwłasnowolnienia piosenkarki.

Zresztą w samej kwestii ubezwłasnowolnienia 'Framing Britney Spears’ stawia na spiskową narrację. I to jest największy problem związany z tym dokumentem. Zamiast posilić się statystyką i pokazać choćby, ile osób w Stanach Zjednoczonych jest ubezwłasnowolnionych i – co najważniejsze – w jakim są wieku, twórcy filmu decydują się na stworzenie iluzji, z której wynika, że dotyczy to tylko seniorów z demencją i Britney Spears. Dlaczego spotkało to piosenkarkę? Najlepszą odpowiedź daje jeden z prawników, z którymi rozmawiają twórcy filmu.

We don’t know what we don’t know – mówi. I tak chyba można streścić 'Framing Britney Spears’: 'Nie wiemy różnych rzeczy, ale zebraliśmy różne rzeczy do kupy i mamy tu dla was taki film’, zdają się mówić twórcy.

Szkoda, że tego rodzaju dokument firmowany jest przez 'New York Timesa’. Tymczasem karuzela kręci się dalej, spekulacje nie ustają, a rolę paparazzi przejmują 'zatroskani’ fani w rodzaju twórczyń 'Britney’s Gram’.

Zdjęcie główne: 'Framing Britney Spears’
Tekst: NS

KULTURA I SZTUKA