Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Gitary znów mają coś do powiedzenia

Od brytyjskiej nowej fali po wielkie powroty, czyli jak Black Country, New Road, black midi, Fontaines D.C., The Smile, Big Thief, Squid, Holy Fawn i wielu innych tchnęli nowe życie w gitarowe granie.

W branżowych mediach po wielokroć wieszczono w poprzedniej dekadzie stopniową śmierć muzyki gitarowej. Oczywiście nie w sensie dosłownym, bo pojedyncze wartościowe wydawnictwa (zwłaszcza w światku brzmień niezależnych, że przywołamy tylko Swans czy The Microphones) pojawiały się co roku, jednak wedle licznych recenzentów wyczerpała się jej kreująca globalne trendy formuła. Rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że w starciu z dokonującym niebywałej ekspansji hip-hopem czy nowocześnie produkowanymi popem i elektroniką różne odnogi rocka i okolic (nieco ograniczone poprzez formę) znajdą się prawdopodobnie na straconej pozycji. Tymczasem los, jak to los, bywa przewrotny, bo swoisty revival ważnego gitarowego grania nastąpił już w 2020, 2021 i 2022 roku. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest oczywiście wiele, ale jedną z najistotniejszych stanowią niewątpliwie nowe 'pokoleniowe doświadczenia’, jak pandemia czy Brexit (cała brytyjska scena post-brexit new wave).

Co we współczesnym gitarowym graniu z ambicjami szczególnie zasługuje na uwagę? Sprawdźcie nasz przewodnik!

Wielka Brytania? Bessa ekonomiczna i ogromna hossa muzyczna.

Brytyjska nowa fala

O tym nurcie pisaliśmy już więcej m.in. w naszych tekstach na temat Black Country, New Road (tutaj i tutaj) oraz o post-brexit new wavie (tutaj). Na brytyjskiej scenie nastąpiło w ostatnich trzech latach ogromne przyspieszenie w zakresie liczby ważnych, wartościowych artystycznie wydawnictw, które w równie bezkompromisowy sposób jak niegdyś twórczość chociażby The Fall niosą ze sobą jednocześnie bunt oraz ducha czasów, w jakim przyszło dorastać kolejnemu pokoleniu twórców. Elementami łączącymi nowe składy, które właśnie w okresie 2019-2022 osiągnęły swój (dotychczasowy) peak, są post-punkowa podbudowa będąca punktem wyjścia do niekonwencjonalnych mariaży gatunkowych i instrumentalnych (np. wysunięta na plan pierwszy perkusja w 'Snow Globes’ BCNR!), śmiałe sięganie po eksperymenty i melorecytację, a także partie improwizowane. Hałaśliwe sekwencje często przeplatają się tu też z kojącymi melodiami, a ta mieszanka nieprzystępnego dla 'szerszej grupy odbiorców’ awangardowego myślenia z uzależniającymi, wpadającymi w ucho fragmentami to jedna z najbardziej charakterystycznych cech estetyki. Na wyróżnienie zasługują zwłaszcza takie zespoły jak wspomniane wyżej Black Country, New Road (płyty 'For the First Time’ i 'Ants From Up There’), black midi (’Schlagenheim’ oraz 'Cavalcade’) czy Squid (’Bright Green Field’), czyli swoisty triumwirat jakości w ciemno.

Nie jest jednak tak, że wszystko, co gitarowe i jednocześnie wartościowe na Wyspach, wymaga przebijania się przez skorupę eksperymentu. Przepiękną, melodyjną płytę pt. 'Skinty Fia’, zawieszoną gdzieś pomiędzy post-punkiem i gothic rockiem, wypuścili w kwietniu tego roku niezawodni Fontaines D.C. z Irlandii. Chłopaki w pełni zasługują na status Joy Division naszych czasów – co tam się w ogóle dzieje! Posłuchajcie np. 'I Love You’, które z prowadzonej basem hipnotycznej rockowej ballady przekształca się nagle od 2:07 w prawdziwy, niemalże rapowy, popis panowania nad oddechem przez Griana Chattena i jedną z najbardziej wbijających w ziemię muzycznych sekwencji roku.

A 'Jackie Down The Line’? To przecież autorska impresja na temat Nirvany dorównująca oryginałowi.

Porównywalny poziom trzymają pozostałe numery z tracklisty (w tym świetny 'Nabokov’!). Warto sięgnąć również po wcześniejsze krążki grupy, czyli 'Dogrel’ (2019) i 'A Hero’s Death’ (2020).

Podobnie sprawa ma się z rewelacyjnymi Idles, Sleaford Mods, Nilufer Yanyą czy powrotem Arab Strap. A i to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jaką jest intensywnie żyjąca współczesna brytyjska scena.

Fot.: Tagesspiel

Gdzie nie spojrzeć, tam gitarowe granie kwitnie w najlepsze.



Stany Zjednoczone i reszta świata

Ale dzieje się nie tylko w Wielkiej Brytanii. 'Gitarowe poruszenie’ możemy zaobserwować na większości kluczowych rynków, w tym, jasna sprawa, na amerykańskim. W ostatnim czasie bardzo wielu tamtejszych artystów wydało fenomenalne płyty. Big Thief rozbiło bank tegorocznym, dotykającym duszy, albumem 'Dragon New Warm Mountain I Believe In You’, choć już po takich utworach jak 'Not’ było wiadomo, że oni po prostu muszą stać się wielcy.

Melodyjne folkowe impresje na niezwykle wysoki poziom wzniósł także znany z Grizzly Bear Daniel Rossen. Jego świeżutki krążek 'You Belong There’ to płyta obfitująca w szereg wyrafinowanych kompozycji, które w hipnotyczny sposób zmierzają do kulminacji. Posłuchajcie tylko, jak ponadczasowo brzmią 'Unpeopled Space’ (klimat nieco przypominający akustyczne zderzenie Radiohead z Animal Collective) czy 'Shadow In The Frame’.

Mało? Fenomenalne nagrania – rozciągnięte od dynamicznego rocka po delikatne i pełne wrażliwości longplaye – mają też na swoim koncie między innymi tacy twórcy zza oceanu jak Car Seat Headrest, Parquet Courts czy Phoebe Bridgers, nie mówiąc już nawet o rozbudowanej scenie niezależnej czy licznych, mniej efektownych, ale wciąż solidnych próbach mierzenia się z materią przez wyjadaczy, jak np. Arcade Fire, The Killers, Biffy Clyro.

Analogicznie przedstawia się sytuacja w innych krajach. Prawdziwym zjawiskiem stał się australijski skład o intrygującej nazwie King Gizzard & The Lizard Wizard. W tej przesiąkniętej psychodelią i eksperymentem dyskografii kilka pozycji ma już kultowy status (m.in. 'Flying Microtonal Banana’ czy 'Infest The Rats’ Nest), tym milej więc że 'Omnium Gatherum’ z 2022 roku to kolejny wybitny przypis w tym dorobku. Sprawdźcie np. 18-minutowe (!) 'The Dripping Tap’.

Nie próżnują też oczywiście Skandynawowie, że przytoczymy chociażby znakomite wydawnictwa Weatherday i Iceage, my jednak, obok rynków duńskiego, norweskiego, szwedzkiego i fińśkiego, polecamy przyjrzeć się też szczególnie Azji. To właśnie tam kryją się bowiem prawdziwe perełki. Jedną z nich jest japoński projekt Hitsujibungaku, który odpowiada na pytanie, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Cocteau Twins nagrywało soundtracki do anime.

Inny warty uwagi gitarowy przystanek na muzycznej mapie to pochodzący z Korei Południowej Parannoul. Tu z kolei uśmiechną się z pewnością wszyscy fani shoegaze’u i noise’u, lubiący gdy spod dźwiękowej magmy na powierzchnię próbują wydostać się ciepłe, melodyjne motywy. Przepiękny, charakterystyczny, bardzo zbity, a przy tym melancholijny sound. Polecamy zwłaszcza albumy 'To See The Next Part of The Dream’ i 'Downfall of The Neon Youth’.

Fot.: Pitchfork

Starzy mistrzowie ewidentnie nie składają broni.

Muzyczne powroty

Powroty muzycznych mistrzów kojarzą się najczęściej z niezbyt wyszukanym odtwarzaniem przez nich patentów, które kiedyś się sprawdziły i doprowadziły ich na szczyt, a dziś służą cynicznemu podreperowaniu budżetu na sentymentach fanów. Bardzo miłym zaskoczeniem jest więc to, że artyści z dorobkiem tak odważnie ostatnio eksperymentują, wracając z wydawnictwami, które, zamiast stawiać na odtwórczość, naprawdę wnoszą na rynek muzyczny nową jakość. Świetny przykład to projekt The Smile, za który odpowiadają znani z Radiohead Thom Yorke i Jonny Greenwood oraz perkusista Sons of Kemet – Tom Skinner. Efektem tej współpracy okazała się płyta (’A Light for Attracting Attention’) rozkładająca po prostu emocjonalnie na łopatki. Z jednej strony mamy tu rozbrajające, niespieszne tracki pokroju 'Free In The Knowledge’ (zwróćcie uwagę na wspaniałą orkiestrację od 2:00 i teledysk).

Z drugiej – absolutnie przebojowe 'We Don’t Know What Tomorrow Brings’, które, gdyby było wydane w dowolnej z poprzednich dekad, z pewnością byłoby dziś wspominane jako żelazny rockowy klasyk. To, jak ten utwór dyskretnie obrasta w kolejne audialne niuanse, by jeszcze zwiększyć bijącą z niego euforię, to majstersztyk!

Udanego comebacku w nieco odświeżonej, bo bardziej popowej formule dokonało The Strokes. 'The New Abnormal’ z 2020 roku to świeża, melodyjna płyta, która zamieszała w wielu rocznych rankingach.

Obok takich ewolucji mniejszych i większych warto docenić też artystów, którzy mimo ogromnego dorobku wciąż wymyślają się na nowo. Taki ruch wykonał ostatnio chociażby Dan Bejar, szerzej znany jako Destroyer. Twórca znany dotychczas głównie z emocjonalnych, melodyjnych, dopieszczonych produkcyjnie i kompozycyjnie tracków, przy których można się wzruszyć i zamyślić (vide cała przepiękna płyta 'Kaputt’), na swoim nowym wydawnictwie (’LABYRINTHITIS’) dokonał w niektórych miejscach bardzo ciekawej wolty. Post-punk, melorecytacje, zimne, hałaśliwe motywy – wszystko to składa się na kreatywne odświeżenie wizerunku, z którym możecie się zapoznać m.in. w singlowym 'Tintoretto, It’s You’.

A przecież równie kapitalna jest startująca od 4:18 kulminacyjna partia 'June’

Fot.: SPIN

Młodzi, zdolni już tu są, czyli kogo warto obserwować.



Nowi twórcy

W całym tym nadmiarze tropów i głośnych nazwisk nie można zapomnieć o zespołach i artystach, którzy nie cieszą się jeszcze dużą globalną popularnością, a również mają w ostatnim czasie swój ogromny wkład w rehabilitację gitarowego grania. Mowa tu na przykład o Holy Fawn, przepięknie uszlachetniających shoegaze i post-metal w autorską dźwiękową formę.

A co powiecie na założony raptem w 2020 roku amerykański kolektyw o enigmatycznej nazwie Sex, Fear, który brzmi niczym te wszystkie cholernie zdolne indie-składy z lat 90.? Wsłuchajcie się tylko dokładniej w sekwencję od 1:37.

Furorę robi też ostatnio niezwykle zdolna Ethel Cain, której 'Gibson Girl’ i inne utwory sygnalizują, że dziewczyna niedługo może sięgnąć w muzyce po bardzo wiele.

Również na polskiej scenie w materii gitarowego grania dzieje się bardzo wiele, o czym szerzej pisaliśmy chociażby w naszym tekście o 10 najlepszych rodzimych piosenkach 2021 roku. Wyróżniliśmy tam m.in. Jakuba Skorpuę oraz takie zespoły jak Syndrom Paryski, Schroettersburg czy WaluśKraksaKryzys. I tym lokalnym akcentem…

Fot.: Stereogum
Tekst: WM

KULTURA I SZTUKA